No i do d....
Zgłosiły się 3 domy naraz i....

nie wypalił żaden
Pierwszy był z Krosna, pani szukała kotka dla swojej mamy, której odszedł 20-letni kot. Pani godziła się na wizytę przedadopcyjną, warunek był jeden - dowóz kota
(nie było z tym problemu). Pani od razu powiedziała, że pokaże zdjęcia Balbinki mamie, jak mama zaakceptuje, to się jeszcze odezwie.
Nie odezwała się - rozumiem
Drugi dom był z Łańcuta (bliżej), w tygodniu pani była z wizytą u Balbinki (Balbi za bardzo się nie popisała, bo wiała, zresztą ona ostatnio mnie nie bardzo lubi, bo zakrapiam oko, które jej ciągle łzawi). Ale pani niby rozumiała, że kotka zestresowana, bo ktoś obcy w domu. Pani wzięła do poczytania tekst umowy adopcyjnej, dzisiaj ja miałam jechać zzobaczyć warunki, byłyśmy umówione. A wczoraj pani zadzwoniła, że już wzięli kota ze wsi, bo przestraszyła się umowy adopcyjnej, w której wyczytała ponoć, że....ja mogę im w każdej chwili kotka odebrać
(nie mam pojęcia,gdzie to wyczytała!!!) Oczywiście kotka ze wsi przecież nikt nie będzie sprawdzał, jak żyje i czy żyje, zawsze jeden z głowy...Trzeci dom zadzwonił w tym samym czasie, właściwie to dom idealny, bo jest tam 8-miesięczny wykastrowany kocurek i pani szuka dla niego towarzystwa. Mieszkanie w bloku, właściwie byłam zdecydowana tam właśnie dać Balbinkę (oczywiście po dokładnym przepytaniu domku). Pani była bardzo zainteresowana, w piątek miała przyjechać z wizytą do Balbinki, ale miała jeszcze wcześniej zadzwonić, bo miała rano jakiś wyjazd i nie wiedziała dokładnie, o której godzinie wróci.
Nie zadzwoniła do dzisiaj i nie wierzę już, że zadzwoni
To tyle...
Przez pół roku nikt nawet nie zapytał o Balbinkę

W końcu zgłosiły się 3 domy, wydawało się, że mogę wybierać, a tutaj też....nic z tego
(mówiąc delikatnie
)czyli jesteśmy w punkcie wyjścia...nie ma coś ta kotka szczęścia
