» Śro paź 20, 2010 22:19
Re: Padaczka u kotów.
Witam serdecznie
Mam podobny problem z moją ok. 1,5 roczną kotką Marcysią. Była bezdomna, w fatalnym stanie, kiedy się nią zaopiekowałam (jest u mnie już ponad rok), chyba ktoś ją karmił słodyczami, bo do dziś upomina się np. o kawałek słodkiej bułki. Kilka dni temu pojawiły się u niej takie objawy: ślinotok, kręcenie się w kółko, a później drżenie oka, skurcze i tak jakby prężenie ciała, gwałtowne szybkie ruchy łapkami (coś w rodzaju "pływania" bez wody), oddawanie moczu. Wizyta w klinice weterynaryjnej, badania krwi (wyszły dobrze), podany antybiotyk + sterydy. Po tym nastąpił kolejny, tym razem silniejszy atak, jeszcze bardziej gwałtowny, który trwał ok. 1,5 godz. w odstępach co ok. 10 min, napady padaczkowe trwały ok. minuty. Kotka została z powrotem zawieziona na obserwację i postawiono diagnozę: padaczka. Zapisany luminalum, po pół tabletki 2 razy dziennie przed posiłkiem. Weterynarz zalecił też obserwowanie kotki, będzie się starał ustalić przyczynę padaczki. Podobno przyczyn może być tak wiele, że jest to bardzo trudno ustalić. Choroba trwa kilka dni, obecnie są to serie: kilkanaście ataków w ciagu dnia.
Marcysia była odrobaczana 2 razy, raz specyfikiem w podawanym do pyszczka w postaci pasty (nie pamiętam nazwy), a potem środkiem Prefender (podobno zabija też tasiemca) zakraplanym na kark. Mimo odrobaczania nadal ma takie łysinki nad oczami, jak niedożywiony kot, dlatego podejrzewam, że może mieć jeszcze jakieś pasożyty choć brak śladów ich obecności w kale. Nie wychodzi z domu. Odżywiałam ją trochę nieprawidłowo, bo głównie suchą karmą i puszkami (zbytnio jej ulegałam, bo ona niechętnie je co innego). Zamierzam podawać jej teraz surowe mięso, żółtka jaj, ogólnie jakieś bardziej naturalne jedzenie. Kilka miesięcy temu wypadła z okna (3 piętro), ale nie było żadnych objawów; po upadku zachowywała się normalnie, jadła, bawiła. Marcysia nie była nigdy na nic szczepiona, nie przyjmowała też wcześniej żadnych leków.
Zainteresował mnie wątek dotyczący odrobaczania, homeopatii i różnych specjalistycznych badań, nie wiem tylko od czego zacząć. Chciałabym ją wyleczyć, a nie szprycować psychotropami do końca życia. Jestem bardzo zdeterminowana, aby ją ratować wszelkimi metodami, zawsze tak robię, a nie jest to moja pierwsza kotka. Nie wiem tylko od czego zacząć, stan jest bardzo poważny. Będę wdzięczna za wszelkie wskazówki.
PS. Marcysia ma jeszcze założony werflon, najdalej pojutrze musi być zdjęty, może skorzystać z okazji i zlecić jakieś dodatkowe badania krwi np. na obecność pasożytów?
Pozdrawiam wszystkich
Dorota