Zdarzylo mi się ladnych parę lat temu zadzwonić po kilku dniach pobytu w górach (kiedy już byl zasięg) do mamy, która opiekowala się w tym czasie moim kotem (wtedy jedynakiem). Dostala na tą okoliczność bardzo dlugą i szczególową "instrukcję obslugi", nie wspominając, że nie byl to pierwszy kot w rodzinie. Rozmowa wyglądala tak, że najpierw nastąpila dluga wymiana informacji dotyczących kota, czy ma apetyt, czy jest smutny, czy rozrabia, co to znaczy jak robi to czy tamto, itp., itd. Następnie, po obligatoryjnym pytaniu co tam u mnie i przejściu do pożegnań, mam zreflektowala się nagle i dodala ("bylabym zapomniala"), że mojemu bratu urodzil się trzy dni wcześniej syn
