Szrekunio oddycha-widze po ruszaniu brzuszkiem..
jak jechaliśmy do weta to nie oddychał wcale-myślałam że wiozę go już nieżywego.
jak dotykałam go do pysia na stole u weta to tylko minimalnie mu wąski drgały ale on sam nie oddychał,ale po tych wąsikach wiedziałam że jeszcze nie umarł.
dziwne jest to co się stało bo mimo ze nie mieliśmy wyników krwi wcześniej to i tak leczony był prawidłowo bo miał codziennie megakroplowki.
dlatego wet boi się czy u podłoża tego dzisiejszego wydarzenia nie stoi żadna inna straszna choroba.
jeśli nie ma FiV ani FiP to jest nadzieja ze z tego wyjdzie-jeśli dożyje do rana to jest nadzieja.
teraz leży na podusi el.,przykryty polarkiem,obok ma włączony grzejnik aby się nie wyziębiał.
bo temp miał niemierzalną.
jeszcze wczoraj był z niego taki awanturnik,tak się domagał żarcie że gdyby nie to że był w klatce to myślałabym że sobie jakoś krzywdę zrobił że coś zjadł..a tak wiem że nic dziwnego nie mogło się stać-zastałam go w klatce zwiniętego w kłębuszek w kuwetce-to było jedyne czyste miejsce bo podkład miał cały jak zwykle..
jak go wkładałam do transporterka to był taki wiotki i przelewał się przez ręce-on jest taki leciutki..
a jednocześnie to taki piękny kot-ma taki przepiękny pysio..ja wcale w nim nie widziałam tej skóry obciągniętej kośćmi i zafajdanym totalnie śmierdzącym futerkiem-widziałam w nim przez te dni pięknego kota o magicznych oczach i mówiłam mu że jeszcze będzie z niego przystojniak...
Proszę o wielkie kciuki za Shrekunia!!SHREKUNIU kochany-Ty musisz dać radę-błagam Cię wspaniały Kocie-WALCZ !!!..i widzę że mój Tż wstawia tu piękne zdjęcia i pisuje pod moją nieobecność
ja będę mieć swój laptop jutro po wysuszeniu klawiatury.
dlatego występuję tak z doskoku..