Wytrzymałam ciśnienie, mimo, że Meo podduszał się nieźle. Problem jest chyba w tym bardzo lepkim śluzie, wydobywającym się z dziurki w tchawicy. Rurka na pewno drażniła i powodowała jego większy wypływ jednocześnie go blokując. Po wyjęciu rurki wypływ był większy i chyba zakleił górne drogi oddechowe, bo Meo nie oddychał przez nos (co "umie"), tylko ciągle tą zalepiającą się dziurką. To oczywiście moja logika, ale chyba faktycznie tak było, bo Meo oddycha od kilku godzin cicho noskiem, czasem tylko przez dziurkę, którą przestałam mu już tak często przemywać (wcześniej co kilka minut). Ciągle coś robię w kuchni, matka też ma infekcję z katarem i co chwilę zaglądam do jej pokoju nasłuchując. Dałam Meo mięska przed chwilą - ładnie zjadł, oczyściłam dziurkę.
Profesora "odwołałam", choć wyrwałam go z zakupów, z kolejki ze sklepu

. Ja nie wiem, że profesor Galanty mnie jeszcze nie strzelił w nos i dziwię się, że jeszcze odbiera moje telefony. Naprawdę ma niesamowitą cierpliwość

. Kochany Lekarz!!!!
