Dzwoniłam i zgłosiłam info o kotach w TOZ.
Dostałam propozycję oddania kotów do fundacji "Sfinks". Wie ktoś o czymś takim? Podobno gdzieś blisko jest.
Byłam u kociastych. Dopiero wróciłam. Zaniosłam żwirek, mokre i suche. Pomyłam kuwety, michy i wygłaskałam namolniaki.
Same nie wiedziały co ważniejsze jedzenie czy mizianki. Nawet Ati-rude cudo chyłkiem sie pod ręke podsuwał. Niby to o towarzysza ocierał a pod łokieć mi właził. Jest najmniejszy ale nadrobi to.
Ati ma dużą głowę, wyraźnie zarysowane złote oczyska. Jest dużym kotem ,ale pewnie schudł trochę mając takie nerwy. Ati ma piekny rudy kolor z białym znaczeniem.Jest biały żabocik i plamka na pysiu. Na szyjce ma naszyjniczek ale zawieszka oznaczyła mu sie na karku. Na nóżkach białe skarpetki nierówno naciągnięte. Łasił się, ocierał o meble i mruczał, mruczał...
Wacek jest buraskiem o konkretnej posturze. Ma grube nożynki i złocisty kolor. Na noniu lekka biała plamka. Na grzbiecie ciemna smuga i prążki po bokach. Ma srebrny odcień futerka. Mruczy jak najęty, włazi na człowieka namolnie. Na początku niby domywał się,ale to tylko poza była.
Marek ma biały żabocik przechodzacy lekką kreską w biały brzuszek. Plamka biała na nosku jest większa. Na nóżkach białe stopki, zaznaczone tylko końcówki paluszków.Jest dorodniejszy i grubszy. Ciemna smuga na grzbiecie i złotawy odcień.Prązki delikatne. Nie ustepuje w mizianiu. Powiedziałabym nawet,ze przewyższa.
Obaj mają wyraźne ,wielkie oczyska.
Blue czkało przy drzwiach. Jak otworzyłam wreszcie ,to jako jedyny przywitał sie. Ocierał sie o nogi i opowiadał. Towarzyszył przy sprzątaniu. Trudno określić jego odcień. Niebieski, popielaty, z odcieniem biszkoptu.Sierść krótka, gęsta i miękka.A oczyska, sami wiecie jakie piękne. Także miziak wielki.
Żadna gadzina nie dała zajrzeć sobie do pysia, uszu o ogonie nie wspomnę.
Nie starczyło mi rąk do głaskania. Każdy chciał być dotknięty, podrapany za uszkiem i pod brodą.Nadstawiał grzbiet.Taki rozmruczany w różnych tonacjach czteropak..bezcenne.Stereo najlepsze na świecie

.
Ciężko mi było wychodzić od nich.
A za drzwiami smutna rzeczywistość. Czyli lokatorzy (sztuk jeden w tym wypadku) pałający słusznym oburzeniem nad dolą kota. Padło pytanie kiedy zostaną uśpione. Na moje :dlaczego ? usłyszałam:że nie humanitarne jest zostawianie kotów samych całe dnie i w ten sposób koty zmusza sie do płaczu i samotności. Na kolejne pytanie czy humanitarne jest usypianie zdrowych kotów ,znów perełka odpowiedzi mnie dopadła. Usłyszałam:przecież są stare!!! Aż dziw ,ze sama nie poszła sie uśpić bo nie była pierwszej młodości. Nawet nie drugiej
Nie pomaga tłumaczenie,że spadkobierca może robić co chce z mieszkaniem i nie ma nakazu, prawa ,które zmusza do usypiania zwierza . Nie pomaga tłumaczenie,ze to nie koty śmierdzą tylko zaniedbane latami mieszkanie. A usuniecie ich nic nie da. Nie trafiają argumenty wcale, bo ich nie przyswajają. Nie wiem dlaczego jest takie parcie na zabicie tych zwierzaków. Ich niechęć do Pani przeniosła sie na koty? Nie wiem, zagadka.
Jestem tym przerażona i choć nie braknie mi języka w gębie to na taką "głębię uczuć" brak mi słów.Zatyka i poraża.Empatia, humanitaryzm, obrzydzenie...wszystkie słowa umieszczone w jednym potoku wypowiedzi zakończonej bezwzględnym nakazem śmierci.
Boję sie o koty i to bardzo. Są cudne.Widać,ze były kochane i dbano o nie.
Pozostawienie do czasu znalezienia im domów w tym znanym dla nich miejscu wydaje sie najlepszym rozwiązaniem. Utraciły wszystko, to choć kąty nie zieją obcością i strachem. Mają także siebie.
Ale boję się.
Trzymajcie kciuki za nie. Obym te klucze miała ciągle, bo bez nich nikt tam nie wlezie bez mojej wiedzy. Jak sprzątnę, wygłaszczę, nakarmię to i one będą spokojniejsze.