To małe uzupełnienie do Ptysik-story:
Dlaczego Ptysio był szaro-żółty. Bo od góry stracił wzorek, a od spodu nabrał koloru od moczu.

Teraz jak widać Ptysio nabrało właściwych kolorów, czyli góra tygrysia, a dół bielutki.
Ptysio po kolejnych dawkach leków na wzmocnienie i serii antybiotyku przestał rzucać glutami i zatwierdzono zdolność zabiegową. Stracił co nieco z tyłu, a co mniej interesujące, również z przodu. Po zdjęciu z zębów kamienia, zęby po prostu powypadały. Zostało ich niewiele, co nie przeszkadza mu pożerać wszystkiego, na co tylko ma ochotę.
Po odbiorze delikwenta usłyszałam tradycyjne: zadbać o spokój, umieścić w ciepłym miejscu, nie karmić do rana. W domy Ptysika natychmiast straciłam z oczu. Znalazł się zadowolony z siebie na wiszącej szafce w kuchni. Ogłosił też protest dotyczący braku misek z dużą zawartością. Jakoś przetrwaliśmy. Przez jakiś czas dostawał jeszcze cóś na wzmocnienie i karmę weterynaryjną, ale powoli przechodziliśmy na tryb spokojnego życia zdrowego kota. Zostało zamglone prawe oko (ale tak miał od zawsze) i zapalenie dziąseł (to z tym trudnym słowem na początku), ale kto by się tym przejmował. W każdym razie nie on. Nadrabiał całe życie. Bawił się wszystkim, biegał, skakał, zaprzyjaźnił się z Łasikiem. Minęło tak kilka tygodni naszego wspólnego życia i Ptysik zaczął ogłaszać, że kocha mnie i tylko mnie, i żadna siła go ode mnie nie oderwie (do dzisiaj na odgłos dzwonka do drzwi zamienia się we wzorek na ścianie w jakimś odległym miejscu mieszkania). I tak sobie do dzisiaj żyjemy...
Balbisia- story w następnym odcinku.