» Sob cze 05, 2010 14:38
Re: STEFCIA I DRÓŻYNA AGENTUW wpyhamy nowy wąntek
Pusia była kotem wychodzącym - tylko na podwórko. W związku z tym sąsiadka nigdy nie umiała wetowi powiedzieć, czy Pusia siusiała, ile...W ostatnią niedzielę opiekunka zadzwoniła do mnie, że Pusia w sobotę wyszła i nie wróciła, na podwórku jej nie ma. Kazałam podrukować ogłoszenia. Bardzo opór stawiała, ale w końcu podrukowała. Pusia się znalazła, podobno w niedzielę wieczorem. Opiekunka wysłała do weta smsa, takiego jak zwykle, więc wet obiecał oddzwonić w poniedziałek i przyjechać. Ja i jeszcze 1 pani tłumaczyłyśmy kobiecie, że ma gnać natychmiast na dyżur, badania zrobić, leczenie na cito wdrożyć. Im bardziej jej tłumaczyłyśmy, tym mocniej się zapierała, że nie, bo przecież ona już smsowała do doktora, więc on w poniedziałek o 11 zadzwoni i zaraz potem przygna (ciekawe, jak, skoro pracuje do 16), a jak teraz pójdzie z kotem do innego lekarza, to nasz wet się obrazi (sam mnie parę razy odsyłał do kolegów, jeśli nie mógł dotrzeć natychmiast, a coś się działo)... bla bla bla, prosił wet o zbadanie krwi - to samo... wyszedł od niej w stanie rozpadu na atomy...
Prawdopodobnie mocznica, ale kobita początek przegapiła, bo po co kota badać, skoro ona woli na coś innego kasę wydać. A teraz każe się pocieszać. Kota tylko szkoda