Kolejna burza nas wczoraj ominęła szerokim łukiem. Psy gnały do domu jak szalone bo grzmiało. Tylko biedna Żabcia wymiękła. Nie odważyła się wykąpać w rzeczce i pokarało ją, dyszała jak lokomotywa i kładła sie co dwa kroki na trawie. Mnie ogarniała chwilami rozpacz. reszta stada pod furtką a Żaba 100 m od domu i nie mogę jej ruszyć. Dopiero jak odpięłam ja ze smyczy i pognałam do domu wpuścić stado, doszła do wniosku, że nic już nie wykuka i przywlokła się za mną.

Nie ma dziewczynka kondycji, oj nie ma.
Ogon Kreski ładnie sie goi a panienka jest na mnie śmiertelnie obrażona z zastrzyki. Kizia po swoich zastrzykach ciutkę lepiej chodzi, nie zatacza się ale ciągle stąpa na bardzo sztywnych łapkach i ogólnie sprawia wrażenie chorego kota. Biję się z myślami czy nie należałoby jednak wyciąć jej tych guzków.
A poza tym?
Malaga i Fredek kichają jak zwykle. Fredek leży do góry kołami bo mu gorąco. I wszystkie koty z upodobaniem chodzą pić wodę z oczka, które właśnie modzę, w właściwie na razie zamiast oczka wyszedł mi stawik ale kotom to chyba nie przeszkadza. Przygotowałam im wygodne zejścia do wody i bardzo im się podoba. Mnie na razie niekoniecznie ale pracuje nad tym.
