Witamy sie po przerwie.
Chciałabym napisać o domkach dla Gai i Djuny, jako że mnie przypada rola rozmawiania z domkami i w ogóle napisać, co u naszych podopiecznych.
Gaja "pierwszy gość przy stole":
Gają interesują się domki. Było już o nią kilka zapytań. Wielu ludzi uważa, że Gaja jest pełna uroku lub po prostu, że jest śliczna. I piszą, pytają…
Jednakże z Gają się sprawa trochę skompilkowała. Podczas wizyty u weterynarza, kiedy poprosiłam o zajrzenie do pyszczka Gai, bo taki lekki odorek się unosi, weterynarz stwierdził, że gaja ma zapalenie dziąseł. Rzucił nawet hasłem: plazmocytarne. Znam trochę ten problem, bo Gaspar od Ań, też to ma. I to jest dość poważna dolegliwość, która często kończy się usunięciem zębów.
Poczytałąm jeszcze na ten temat, znalazłam nawet stary wątek na forum i stwierdziłam, że jeśli będę rozmawiać z domkami, to muszę ten problem zasygnalizować. Gaja ma na razie lekko czerwone obwódki wokół dziąseł – ząbki są w dobrym stanie, dziąsła nie są spuchnięte ani nie ma żadnych owrzodzeń. Jama ustna czysta. Tylko te obwódki i zapaszek … Ale przyznam się, że trochę spanikowałam, kiedy poczytałam o ew. konsekwencjach, gdyby się okazał, że to u Gai, to nie zwykłe zapalenie czy podrażnienie dziąseł, ale coś więcej.
Jak pisałam, uznałyśmy z córkami, że trzeba ten fakt podać, również w ogłoszeniach (m.in. po to, żeby uniknąć zbędnych rozmów). I poinformować domki o ew. konsekwencjach.
[…]To nie jest poważna choroba, w sensie śmiertelna. Jeśli jest w ogóle , w przypadku Gai.
Nie są to też jakieś koszmarne wydatki. Co jakiś czas kot dostaje sterydy, które
znacznie poprawiają na dłuższy czas stan dziąseł. I kot normalnie
funkcjonuje - bawi się, je.
Może dojść - w przypadku tej choroby - do sytuacji, że za jakiś czas
trzeba będzie zęby usunąć.
Ale koty zupełnie dobrze funkcjonują bez zębów.
Jest mnóstwo kotów, które zostały poddane zabiegowi usunięcia zębów.
Rozmawiałam trochę na ten temat z domem Gaspara. Kotek jest w swoim domu od roku i tu niego stwierdzono plazm. zap. dziąseł ( w tym czasie nie wiedziałam jeszcze, że w ogóle coś takiego istnieje). Gaspar na początku dostał steryd. Na razie jest – z tego co wiem - spokój, choć uciążliwy bywa dla człowieka smrodek z paszczy…
No ale czego się nie robi dla swojego kochanego pupila…
Kot mojej znajomej też to ma. Dostał steryd. Od dwóch już lat choroba nie postępuje i
dziąsła są w stanie używalności. Kot funkcjonuje normalnie.
Pytałam o koszty - zastrzyk rzędu kilkudziesięciu złoty z wizytą. Raz
na jakiś czas.
No chyba, że dojdzie do usunięcia zębów (sterydów nie można podawać w nieskończoność, bo mogą siąść organy wewnętrzne) - wtedy badanie krwi, narkoza i
zabieg. Nie wiem, ok. 200-300 zł.?
Ale tylko raz. I po wszystkim.
Gaja ma dopiero rok.
Całe życie przed nią.
Zęby to nie wszystko.
Jest jeszcze cała reszta, zdrowa reszta kota[…]
Wybieramy się z Gają w tym tygodniu do Mikołowa, do dr Lewickiej, która ponoć jest dobra w tych sprawach. Może w końcu się wyjaśni co z tymi Gajkowymi dziąsłami.
Jak na razie wszystkie domki, po przemyśleniach się wycofały. Nie wszyscy są przygotowani psychicznie. Boja się cierpienia, wizyt u weta… Nie wiem, może ja to źle „rozgrywam”, może nie potrzebnie panikuję. Ale z drugiej strony, wydaje mi się uczciwe poinformować, że taka sytuacja może jednak w czasie zaistnieć (że stan dziąseł się pogorszy).
Być może i daj Boże, to nic poważnego, w sumie ten nasz lekarz tak tylko rzucił tym hasłem (ponoć zazwyczaj, jak są problemy z dziąsłami, to tak mówią, jakby na zapas, a ja nie wiem, nie znam się).
Jeśli jednak to jest początek tego, to szukamy dla Gai domku, który będzie przygotowany psychicznie ( bo koszty leczenia chyba nie są aż tak dramatyczna) na ew. postępowanie choroby dziąseł, z usunięciem zębów w ostateczności.
Piszę z jednym takim domkiem. Uprzedziłam już o wszystkim: że może być, ale nie musi…
Czekamy na wynik wizyty. Domek odpisał: „Już ją lubię. Nawet jeśli będzie szczerbata”.
Aczkolwiek nic to na razie dla nas i dla Gai nie znaczy.
Ludzie, biorąc zwierzęta, kierują się różnymi motywami. Są też i tacy, którzy biorą chore, kalekie.
Jeśli faktycznie Gaja ma to plazmocytarne zapalenie (uściślam – jego początki), to wierzę, że znajdzie się jednak ktoś, kto pokocha ją taką jaka jest/będzie – z zębami czy bez, kiedyś tam…Choć na pewno będzie to wymagało jakiegoś poświęcenia ze strony człowieka…
Z drugiej strony Gaja na pewno się człowiekowi odwdzięczy: robi się z niej mały słodziak, „wciskacz nosowy” i „wtulacz” (np. w zgiętą rękę, w szyję). Gaja mruczy nawet przy posiłku, ociera się i wypina tylna część do głaskania. Jest bardzo grzecznym kotem.
No i Gaja ma też malutką posterylkową przepuklinę, ale narazie nie trzeba z tym nic robić, nie trzeba jej narażać na kolejną narkozę. To raczej „defekt” kosmetyczny, aczkolwiek niektórzy się również obawiają...
I Djuna " Czesz mnie, karm i kochaj, byle nie za mocno..."
O Djune mało pytają. I w sumie mnie to dziwi, bo jest naprawdę ładnym kotem i - co ważne - zdrowym. Jak dla mnie wiek 6-7 lat to nie dużo…
Jest jednak domek, który się Djuną zainteresował. I to tak – jak na razie się wydaje – poważnie. A nas zainteresował TEN własnie domek. Dlaczego? Z listu do domku:
„Bo taki dom, taki człowiek jest potrzebny Djunie: tolerancyjny, umiejący
docenić kocią indywidualność. Bo Djuna niewątpliwie nią jest. To kot
chodzący własnymi drogami (mam wrażenie, że określenie "kot chodzący
własnymi drogami" to tautologia, jeśli dobrze tego słowa użyłam).
Jako dom tymczasowy, mieliśmy pod swoją opieką już różne koty. Djuna
zalicza się do tych "trudniejszych". Na jej przyjaźń trzeba zasłużyć...
Czasem nie lubiłam/ nie lubię Djuny... Człowiek chciałby jej nagrodzić,
przychylić nieba, przytulić, a ona w odpowiedzi : buuuuuu, buuuuuu.... I
myślę sobie: o Ty wredoto jedna...I odstawiam ją na podłogę... Z czasem
z tego buczenia zaczęłyśmy się z córkami śmiać: kiedy np. biorę ją na
ręce, a ona nie ma akurat ochoty na to i zaczyna buczeć, mówię: no bucz
sobie bucz , buczydło jedno... I śmieję się, naprawdę...Traktuję to z
humorem, bo zresztą co innego mi zostało.
Są chwile, kiedy Djuna nagradza mi swoja nieprzystępność.
Np teraz, jest 6 rano, a ona kręci koło mnie ósemki i chętni wskoczyłaby
mi na kolana. Tak samo wieczorem, ogląda ze mną film. Przyjdzie, położy
się...
I te chwile, których jest coraz więcej, nagradzają mi inne...
Odkryłam radość z poznawania Djuny. Zdobyć jej przychylność, nić
porozumienia, to znacznie coś więcej, niż w przypadku wielu innych
kotów, tzw.. miziaków, które mieliśmy.
Myślę, że jesli ktoś da Djunie czas i cierpliwość, to zdobędzie jej
zaufanie i kocie serce.
Mnie się to udaje małymi krokami, ale ona jest u nas niewiele ponad
miesiąc.
I tak naprawdę trochę się martwię, bo nie chcemy "złamać" jej kociego
serca po raz drugi. Tzn. nie chcę, żeby się do nas za bardzo
przyzwyczajała, bo z założenia, nie może u nas zostać…
Chociaż, jeśli nie uda się jej jednak znaleźć domu, ma miejsce u nas.
No, ale wtedy nie pomożemy już innej biedzie...
A Djunie nie jest łatwo znaleźć dom: większość ludzi poszukuje
małych/mlodych kociaków i najlepiej od razu przytulaśnych, takich
maskotek...”
Domek dla Djuny wydaje się idealny: byłaby w nim jedynaczką, co chyba najbardziej by jej odpowiadało. Wczoraj np. kiedy wskoczyła do mnie na łóżko, jak co wieczór, zastała ją niespodzianka: obok mnie tym razem leżała Gaja. Djuna była niepocieszona: pomrauczała coś pod nosem, podeszła do Gai, obwąchała ją trochę, a potem zbiła łapką biedną Gaję po głowie i uciekła…
Taki z tej Djuny ancymon.