» Pt maja 28, 2010 9:38
Re: Orzeszki (i nie tylko) w Zalesiu. Żegnaj MałaBura [']
Bardzo dziękuję wszystkim za słowa otuchy. W sumie podarowaliśmy MałejBurej trzy lata szczęśliwego życia. W jej starym wątku, jeszcze założonym dla Mieci przez Wanię, jest jej historia ale tu ją przypomnę.
Kiedy pojechaliśmy do Orzechowców po koty, miałam ciche, wewnętrzne postanowienie, że zabierzemy wszystkie, które dadzą się złapać. Zanim dotarliśmy na miejsce Wania już dzielnie miała część kotów w klatkach ale i tak poszłyśmy jeszcze do piwnicy łowić co się da. Skończyły się transportery więc koty były pakowane po dwa. Na samym końcu zeszłyśmy jeszcze raz i wtedy ja zza potwornie brudnej szyby starego kredensu wygarnęłam zafaflunionego burego kociaka. Był brudny, chudy, sapał i miał gile do pasa. Nie było dla niego już nigdzie miejsca więc pani kierowniczka w łaskawości serca dała nam stary koszyk. Koszyk był malutki ale kot też był nieduży. Niestety koszyk miał połamane zamknięcie i kotek wylazł nam i całą drogę przespał na kurtce DużegozBrodą.
Dopiero po przyjeździe do Zalesia i ogólnym przeglądzie kotów okazało się, że kociaczek jest dziewczynką i do tego zupełnie dorosłą. To właśnie była MałaBura. Z racji niewielkiej postury i związanych z nią trudności z dopchaniem się do lepszego jedzenia, MałaBura opracowała do perfekcji sztukę złodziejską. Potrafiła kotu zabrać smakołyk nawet z pyszczka. Zawsze była pierwsza w kuchni na odgłos otwieranej puszki albo ostrzenia noża.
Po pół rocznym pobycie w Zalesiu MałaBura bardzo ciężko zachorowała. Walczyliśmy o nią ponad dwa miesiące. Dzielnie znosiła zastrzyki i kroplówki. Gorzej było z podawaniem tabletek. Udało się ją wtedy uratować ale już było wiadomo, że jedna nerka bardzo słabo pracuje. To była tylko kwestia czasu,kiedy padnie druga ale łudziłam się, że tego czasu dostanie więcej.
Żegnaj mała, bura kiciu z zadartym noskiem [']

]
