Gwoli wyjaśnienia.
[quote="pixie65":3n8ky2vb]
[quote="Agn":3n8ky2vb]BTW - i tak uważam, że pisząc to wszystko daję MariiD niezłe fory w dyskusji. Po przeczytaniu tego będzie mogła sobie lepiej przygotować argumentacyjną `linię obrony`.

[/quote:3n8ky2vb]
A to planujesz jakąś dyskusję jeszcze?
Co ona (ta dyskusja) mogłaby wnieść nowego?[/quote:3n8ky2vb]
Ja - nie.
Ale nie sądzę, żeby MariaD wykazała się zrozumieniem moich zawiłych i mętnych wywodów [nie, nie piszę tego ironicznie - zdaję sobie sprawę z tego, że są one nieco mętne, ale na swoje usprawiedliwienie mam ogromny wysiłek emocjonalno-organizacyjny - o czym jeszcze za chwilę]. I podejrzewam, że będzie chciała odparować moje złe rozumienie motywów hodowlanych.
To `BTW` to taki [wiem, mało stosowny] [i:3n8ky2vb]żarcik[/i:3n8ky2vb], bo mnie nikt nie pyta czy jestem obecna na forum, gdy chce mi przyłożyć.
Mój wcześniejszy post był próbą unormowania dyskusji; próbą doprecyzowania jaką formę [b:3n8ky2vb]polemiki[/b:3n8ky2vb] z moimi decyzjami, czy motywami jestem w stanie dopuścić. Ustawianie mnie w roli [i:3n8ky2vb]dziewczynki do bicia[/i:3n8ky2vb] zdecydowanie mi się nie podoba i zawsze będę reagować radykalniej niż mam w zwyczaju w rozmowach z ludźmi. Po prostu, zwyczajnie - atakowana będę się bronić. A post MariiD w wątku dla wnerwionych nie był li tylko krytyką, był napiętnowaniem mnie za moje decyzje. Ot, tyle.
Nie chodzi o to, że `nie można` mnie krytykować z jakiegoś względu, tylko o to, że nie można spłaszczać sfery decyzji o losie konkretnego kota tak, jakby to było już raz na zawsze gdzieś rozstrzygnięte, a ja się nie zastosowałam. I jedyna linia `obrony` jaka mi przyszła do głowy to właśnie ta - że tylko ktoś, kto nie przerobił takich sytuacji na sobie, może tak radykalizować swoje oceny. [No albo ktoś bez wyobraźni...]
Życie nie jest takie proste, bo byłoby prostackie. Choć z pewnością byłoby łatwiejsze.
I teraz nowy `konkret` do pogłówkowania.
Co mam zrobić??? Mam w łazience kotkę z fundacji [Asia ja niedawno przywiozła.] Kotka po sterylce aborcyjnej [w czwartek], zgodnie z procedurą została umieszczona w osobnej klatce. Kota po zabiegu wybudziła się normalnie. Jadła, piła załatwiała się - jeszcze wczoraj. Kotka oswojona, garnąca się do ludzi i innych kotów.
Będąc dziś w przelocie w fundacji zauważyłyśmy, że poleguje w kuwecie i nie reaguje na zagadywanie do niej i na głaskanie. Wyjęłyśmy ją z klatki, kotka nieco się ożywiła, ale na próbę postawienia jej na łapy - położyła się. Dostała Metacam i kiedy lek zadział kotka wydawało się, że wróciła do normy. Kiedy dziewczyny były ponownie w fundacji późnym wieczorem okazało się, że kotka znowu leży na boku, a na próby zmuszenia jej do poruszania się - płacze.
I teraz tak. Żaden wet nie odpowiada na próby połączenia się z nim. W tej chwili, w nocy nie ma żadnej możliwości, by ktoś ją zbadał, a tym bardziej podjął jakieś radykalne kroki w razie potrzeby.
Kazałam dziewczynom przywieźć ją do mnie, bo jeśli będzie coś się działo, to przynajmniej nie będzie umierać sama. Na jutro jesteśmy umówione do jakiegoś dyżurnego weta.
Ale szczerze powiedziawszy - kiepsko to wygląda. Na razie - jak zwykle wartę przy niej objęła Rewo.