Baster chodzi z przodu, wolno mu.

"Będę musiał ćwiczyć?"

"Oj chyba tak..."

"Może przez chwilę popalę głupa, to mi dadzą spokój"

"Tralala la, nia ma mnie tu-taaaj, fiu fiu ptaszek ćwierka"
"Że co? Siadać? Co to jest siadać? Lepiej pokaż, co masz w ręku..."


Czasem chwilę to trwa, ale w końcu Baster siada dla świętego spokoju




Pracujemy nad dwoma sztuczkami:
daj łapę (nie lubi)

... oraz "poproś" (bez jednoczesnego naskakiwania na człowieka)

Dzisiejszy spacer - z koncentracją coraz lepiej (5.04)


Grzecznie mijamy się z wózkiem

Basti ładnie prosi


Cierpliwość nie jest jego mocną stroną - no ileż można czekać na otwarcie furtki


POMINĘŁAM JEDEN POST NA TEMAT POSTĘPÓW BASTIEGO powinien być pierwszy
Baster nie lubi się uczyć, nie lubi być posłuszny. Jest indywidualistą, na szczęście dość inteligentnym, aby zorientować się, że posiłki nie pochodzą z miski, tylko z mojej ręki, więc współpraca mu się opłaca, a brak współpracy oznacza garść suchego jedzenia dopiero podczas kolejnego spaceru. Wymuszona, wymęczona - po kilku dniach zawiązana została między nami nić porozumienia. Ja rządzę, bo mam smycz, albo linkę i rozdaję żarcie, a Baster 5 na 10 razy podporządkowuje się - czasem z miną "a muuuuszę?", a czasem wręcz entuzjastycznie. 5 na 10 to ogromny postęp, bo pierwszego i drugiego dnia byliśmy w okolicach zera.
Na chwilę obecną, po tygodniu intensywnej pracy każdego dnia, Baster:
- idzie w przodzie i lekko ciągnie, na co mu pozwalam, ale nie szarpie się, nie biega dookoła mnie, nie plącze; czasem, szczególnie gdy idziemy z górki, ciągnie mocno; wie już, że lina ma 10 m. i respektuje to, zwalnia gdy czuje nacisk na obrożę, lub słysząc moje ostrzegawcze "e!"
- gdy wypuszczam go z auta, czeka w miarę spokojnie, aż zapnę smycz, zamiast szamotać się, skakać i kręcić piruety, skutecznie uniemożliwiając mi zapięcie tej smyczy, bądź przymocowanie linki
- gdy wracamy do samochodu, zatrzymuje się przy klapie od paki, czeka aż odepnę smycz (cały czas trzymam go za obrożę) i bez zachęty wskakuje do środka, a potem czeka, aż zamknę klapę (początkowo do auta trzeba go było wciągać na siłę, przywiązywać do kraty, żeby nie wysmyknął się podczas gdy ja wysiadałam, a następnie od strony szoferki dopiero odpinać smycz)