Pojechałyśmy wczoraj z Ynką po kota (Neko -
viewtopic.php?f=1&t=108153 ) do kliniki. A wróciłyśmy z kotem i................ psem!
Od wczoraj jest z nami Klementynka, teraz o imieniu Teri.
Napiszę jak było:
wpadamy do kliniki po Nekusia. Słyszymy takie mieszane ujadanie-piski psa zza drzwi szpitalika. Jedna pani doc wynosi mi w kontenerku Neko do zabrania. Okazuje się, że ynka poprzednio zostawiła kontener w klinice, a pani doc nie wiedząc który to kontener poprosiła Mamę, by poszła z nią do szpitalika i pokazała który. Zniknęły na trochę. Wracają, a ja w oczach Mamy widzę coś. Jeszcze nie wiem dokładnie co, ale przypomina jakby chochliki
W tym czasie moja pani doc pokazuje mi fakturę, opis leczenia Neko itp., a Mama mówi "idź zobaczyć jaka śliczna Klementynka". Myślałam na samym początku, ze chodzi o małpkę, że komuś uciekła mała małpka, tak mi się skojarzyło imię: Klementynka, kapucynka. No to z ciekawości idę. A tam w klatce szpitalika cudny nieduży piesek. Który za wszelką cenę chce wyjść między prętami klatki (udało się jej przecisnąć aż do połowy brzucha

)
Wracam do mojej pani doc i ynki i słyszę "Wzięłabym ją, ale muszę jeszcze na spokojnie pomyśleć..." A ja palnęłam jak z armaty: "Bierz ja dzisiaj"

(widziałam to coś w oczach).
Panie doc się upewniają, a im bardziej one się upewniają, tym bardziej my się robimy pewne
No i Klementynka wylądowała na kolanach Mamy. Podpisanie umowy adopcyjnej - pierwszy raz od drugiej strony, od strony adoptującego, a nie wydającego
Klementynka ma ok. 1 roku, trafiła do kliniki po wypadku samochodowym. Nie byla połamana, ale obtłuczona i poraniona. Nikt nie szukał. Chip dwukrotnie sprawdzany - nie ma. A ona nie mogła wytrzymać w tej klatce. Była w niej 8 dni i poza chwilami na spacery i sen ponoć cały czas tak piszczała i ujadała.
Teraz czuje się coraz pewniej w domu. Śmieszna jest. Kokosi się na łóżku, daje brzucha do głaskania i całowania. Jest śliczna. I jest zupełnie inna niż Lusiczka (co ma tę zaletę - bo w sumie chciałyśmy kiedyś tam znów pudelka - że nie będzie do Lusiczki porównywana). Jest kundelkiem terrierem. W karcie adopcyjnej ma Jack Terrier, ale ona jest bardziej podobna do terriera niemieckiego: czarna z rudymi znaczeniami i rudym przesłodkim pysiem!
Dziś ją obfocę.
A imię nam się podobało, ale było za długie i ciężkie do zdrobnienia. Po jakiejś krótkiej burzy mózgów wyszło nam, że Teri (na cześć części genów

)
Ech... Po wszystkim to pomyślałam, że tak miało być. Bo równie dobrze mogłam odebrać Neko sama, Mama w sumie chciała jechać tylko tak dla towarzystwa, do podtrzymania na duchu, a wyszło na to, że los to taki chochlik, co nie robi niczego bezcelowo
