rybcie pisze:Wiesz, na stałą współpracę podczas nieobecności mogę się pisać

, nawet zza szafki Kicia jest urzekająco piękna i pełna wdzięku

, problem główny to pewnie Twoje dłuuuugie wakacje
Rybcie

i pewnie skorzystamy w kolejne święta.... A na razie zapraszamy bez okazji
A co do zostawania Kici u mnie - ecch, żebyż to było takie proste że ja się mogę zdecydować na stałego zwierza...

Zdaję sobie sprawę że ona mnie chyba pokochała, a w każdym razie czuje się już "zamieszkała". Co prawda wyboru Dużej jej nie dano, więc akceptuje co jej się trafiło, widocznie uznała że ujdzie

Zresztą, nie Wy jedne mi to mówicie - jak byłyśmy jeden z pierwszych razów u Pani Doktor w 4Łapach, to też powiedziała że wygląda że obie strony już są ze sobą związane - a teraz kiedy byłam kolejny raz przekładać zabieg, tym razem z powodu kłopotów żołądkowych Lizuni, to stwierdziła że kot robi wszystko żeby u mnie zostać........
Tylko że poza obiektywnymi problemami z wakacjami itp, to jeszcze - niestety ale u mnie jej nie jest tak do końca dobrze. To jest wrażliwiec, przynajmniej tak mi wygląda. I moje nieobecności niestety jej się nie podobają. Nie wiem czy dobrze odczytuję, ale wydaje mi się że ona myśli że jeśli ja wychodzę z domu poźniej niż rano, albo z czymś więcej niż torebką, to mnie potem nie będzie - i chyba są do mnie zanoszone jakieś prośby wtedy, bo jest ocieranie się itd - może że mam nie iść?... Jak mnie zbyt często dłużej nie ma, to też kot jest bardziej niespokojny, bardziej jest wtedy pacanie i łapanie ząbkami (z kobrą mi się to kojarzy

- pięknie, ładnie, słodziutko, i nagle uderza ząbkami prawie bez ostrzeżenia, na szczęście dosyć lekko)...
Druga sprawa - jedzenie. Podczas mojej nieobecności świątecznej Kicia się "rozjadła" - i nie to że ja jej podtykam smakołyki; ona biega do kuchni, siada na baczność przed swoim "stołem" i czeka - no i potrafi zjeść 3 paszteciki 10 dag dziennie, a i więcej też. Wydaje mi się że to sporo, zresztą kot zaczyna się zaokrąglać. Nie wiem, ale może to kwestia m.in. tego że z jednej strony kiedy wyjeżdżam ma zostawiane jedzenie na zapas, no bo jak inaczej, więc może się wtedy objada i rozciąga żołądek - a z drugiej strony jak już zje, no to nie ma jedzenia - więc nerwy że zabrakło, i jedzenie na zapas się nakręca.... Z drugiej strony jedzenia nie bardzo można NIE DAĆ - kot głodny to kot nerwowy; biega, wylizuje się, do pacania dochodzi.... Może to bieganie i lizanie to sprawa takich muszek "ziemiórek" z doniczek (wdało mi się takie
cóś....), ale tak jakoś dziwnie mi się wydaje że to się uaktywnia w sytuacjach stresowych jakoś bardziej.... Aha, suche nie jest specjalnie uważane za jedzenie - no jak mnie nie ma i nic do jedzenia nie ma to owszem się zje, ale jak ja jestem.............
Zaczynam rozważać opcje dawania jej niekiedy czegoś co niespecjalnie lubi (np. czegoś z rybą) - może wtedy będzie jadła tyle ile naprawdę jej potrzeba...
Inna rzecz, że jej się pewnie nudzi, ma niewiele ruchu, a poza tym nałożyło się - z jednej strony sterylka, z drugiej przejście na lepsze jedzenie niż miała w poprzednim domu....
Oczywiście wolę się martwić że kot je za dużo niż że nie je, no ale
odchudzę się przy niej, bo się muszę starać nie chodzić za dużo do kuchni...
Jej by chyba było najlepiej w spokojnym domu, z uregulowanym, możliwie stacjonarnym trybem życia domowników, i najlepiej żeby to był dom z doświadczeniem, bo ona nie jest łatwym kotkiem...... Ktoś by podstawił odpowiednio małą porcję żarełka odpowiednio często, ktoś by zajął kota odpowiednio często i dużo, kot miałby pełne poczucie bezpieczeństwa że Duzi SĄ... A w takim domu jak mój - praca w rożnym czasie, w różnym wymiarze, plus do tego sięwłóczenie - to na dłuższą metę chyba nie dla takiego wrażliwca po przejściach... Chyba żeby się przyzwyczaiła, a na dłuższe wyjazdy zaczęła włóczyć ze mną, ale z kolei jest problem wzajemnej akceptacji dwóch nie najmłodszych a wrażliwych kocich dam...
Jednym słowem: jako DT to jest ok, bo kot ma lepiej niż by miał - ale na stałe to kot miałby chyba gorzej niż mógłby mieć....