Troszkę zamilkłam, bo mnie towarzystwo przestraszyło. Zaczęło się w czwartek wieczorem - mega biegunki u Notki i Nutki, takie że ho, ho! Starałam się zachować zimną głowę i obserwować. W piątek skoro świt Czarnusia wymiotowała - trudniej było już mi zachować zimną głowę, a pozostałe dwie znowu biegunkowe. Będąc w pracy zadzwoniłam do wetki - nie była zachwycona, kazała obserwować i w razie czego (apatia, przelewanie się przez ręce) przyjeżdżać w trybie a;larmowym do lecznicy. Więc w trakcie pracy, popołudniu przyszłam do domu, żeby sprawdzić towarzystwo i zawartość kuwetek. U Nusi obstawiałam zakłaczenie, a u pozostałych dwóch probowałam sobie wmowić, ze to incydent. Gdy przyszłam N utka i Notka pokazały mi, że qpki są już ok, pozostała Czarnusia - całemu towarzystwu dałam do picia olej (ułatwia odkłaczaie) i w efekcie pewnie tego Czarnusia wieczorem pozbyła się wielkiego okazu martwej glisty. Bylam taka szczęśliwa, ze mi się w nocy to ohydztwo nie śnilo!
Wczoraj odrobaczanie i już popołudniu wrócił Czarnusi apetyt i energia do łobuzowania
Teraz też szaleją pokazując mi, że sprzatanie mieszkania tydzień przed Świętami jest bez sensu.
