Bożenko trzymaj się. Ja trzymam kciuki za Kajusię. Mam wielką nadzieję, że wyliże się z tego. Już tyle wytrzymała, więc widać, że to bardzo dzielna i silna dziewczynka.
Dopiero teraz mam możliwość wstawienia wyników Rysia do wglądu. Od trzech dni mam urwanie głowy. Dwa razy się tak zestresowałam, że o mały włos i by serducho mi stanęło. Zacznijmy od początku. Po badaniach krwi okazało się, że anemia strasznie się powiększyła. Wszystkie wyniki poleciały w dół: erytrocyty, hemoglobina, hematokryt i płytki krwi znacznie poniżej normy. I to wszystko w tak krótkim czasie się aż tak poobniżało.

Podaję jeszcze wyniki, których nie ma na tej kartce:
mocznik 8,9 mmol/l (norma: 4,15 - 11,62)
kreatynina 149 umol/l (norma: 80 - 229)
amoniak 1,0 umol/l (norma < 32)
Podobno z badań wynika, że szpik u Rysia pracuje prawidłowo. Retikulocyty i wyniki nerkowe są w normie, a przy złej pracy szpiku wszytko to byłoby zaburzone. Z tego wynika, że Ryś ma niedokrwistość autohemolityczną. Póki co zalecone mamy podawanie żelaza (preparat Biofer Folic - podobno bardzo dobry), witaminę K oraz witaminę B12 w zastrzykach.
Koszmar zaczął się w środę wieczorem. Zrobiliśmy Rysiowi zastrzyk z witaminy B12 i podaliśmy no-spę (ponieważ coś go wyraźnie bolało) oraz pozostałe tabletki. Kilka sekund po tym zaczął się dusić i zwymiotował sporą ilością śluzu z białą pianą. Kot zaczął mieć duże problemy z oddychaniem. Byliśmy przerażeni. Nie mieliśmy w domu żadnych leków przeciwwstrząsowych ani nic. Nie wiedzieliśmy co robić, a kot sapał. Doktor Włodarczyk miał wyłączony telefon, więc szybko w internecie znalazłam kliniki weterynaryjne we Wrocławiu czynne 24h i zaczęłam wydzwaniać. Po kilku telefonach do różnych osób przeżyłam prawdziwy szok. Każdy odsyłał mnie z niczym. Jeden ochrzanił mnie za to, że sami w domu podajemy zastrzyki z witaminy B12 i tak to właśnie potem jest. Drugi stwierdził w takim razie, żebym sobie zadzwoniła do lekarzy, którzy leczą kota. Trzeci w szoku, że w ogóle leczę kota na białaczkę bez sterydów. Koszmar jakiś. Ogólnie w czasie mojego wydzwaniania Rysio doszedł do siebie. Oddech się unormował, wstał i wychłeptał prawie całą miseczkę wody. Pokręcił się i poszedł spać. Czuwałam nad nim prawie do rana. Nie było więcej żadnych niepokojących objawów, więc poszłam spać. Na następny dzień poleciałam do naszej Pani doktor. Podejrzenia padły na wstrząs anafilaktyczny po podaniu witaminy B12 (chociaż to podobno prawie w ogóle się nie zdarza). Dostaliśmy zastrzyk przeciwwstrząsowy jako zabezpieczenie przed podobną sytuacją. Z podaniem witaminy mieliśmy się wstrzymać i spróbować jeszcze raz dopiero dzisiaj, ale nie zdążyliśmy. Sytuacja się powtórzyła, ale tym razem wyglądało to dużo gorzej. Rysio stracił nagle przytomność i spadł z parapetu. Zamiauczał raz głośno i zaczął się prężyć. Wszystkie łapki były wyciągnięte do przodu, a główka odchylona w tył. Zrobił pod siebie quuu i znowu zaczął gorzej oddychać. Byłam przekonana, że to koniec. Aż mi serducho zamarło. Na szczęście mieliśmy zastrzyk przeciwwstrząsowy, więc szybko mu go podaliśmy. Po kilku sekundach kiciuch znowu uniósł główkę i ożył. Na razie (odpukać w niemalowane!) wszystko jest w porządku. Tak strasznie się martwię jego stanem. Boję się chociaż na chwilę zostawić go samego. Te wszystkie rzeczy są najprawdopodobniej wynikiem silnej anemii. U Rysia nastąpiło niedotlenienie organizmu. A jeszcze kilka dni temu był w świetnej kondycji. Wcinał ile wlezie, miauczał. Nawet przytył skubany z 4 do 4,25 kg! A teraz bidulek słabiutki

Nie ma sił nawet na łóżko wskoczyć. Niestety, ale musimy póki co wprowadzić steryd, żeby podnieść trochę morfologię.
Wyniki kontrolne zrobimy po świętach. Prawdopodobnie transfuzja krwi będzie nawet wskazana. I tu mam pytanie do osób z Wrocławia. Doktor Włodarczyk powiedział, żebyśmy znaleźli sobie jakiegoś kotka - dawcę, który oddałby Rysiowi troszkę krwi w razie potrzeby. Macie jakieś pomysły?