miauczy kotku, może zmień temat wątku
Właśnie wróciliśmy. Sukces połowiczny, czy też raczej w dwóch trzecich.
Pan Karmiciel pomógł nam złapać jednego chłopaka - biało-czarnego. A następnie, zamiast buraska złapała się kotka, matka, dwulatka, czarna z jęzorkiem na wierzchu. Wyglądała na kotną.
Niestety mieliśmy tylko jedną klatkę, a i tak bez ran się nie obyło
Kotka jest w szpitaliku na Powstańców Śląskich, właśnie jest sterylizowana. Ma kk, świerzba i powiększone węzły. Testy na FIV i FelV ujemne. Nie wiem, co z nią zrobić potem - będzie w szpitaliku siedem dni, żeby można było raz ją zaszczepić. Ponieważ jest to odpłatne, nie można jej trzymać w nieskończoność. Nie wiemy, co z nią zrobić później, wypuścić? W taki mróz?
Koteria nie chciała kotki przyjąć - nie mają miejsc. Na szczęście kicia prawdopodobnie nie była kotna (a istniało takie zagrożenie). Miejsce jest o tyle niebezpieczne, że grasują tam lisy i kuny i Karmiciel twierdzi, że maluchy często były przez nie porywane i zjadane...
Jeśli chodzi o kociaka, poza świerzbem w uszach nic mu nie dolega. Jest śliczny, ma 4-5 miesięcy, a duży jest jakby miał rok. Ma śliczną puszystą sierść. Jest na DT u koleżanki, która ma się odezwać tu na wątku
Pozostaje sprawa buraska. Siedzieliśmy tam ze 3 godziny. Ale jest bardzo płochliwy. Pojawił się kilka razy, ale do klatki wejść nie chciał. Być może spłoszył się, gdy był łapany jego brat i matka. Nie dało się go złapać
Burasek może dołączyć do braciszka, tylko potrzebna jest pomoc. Dziś dostał dużo jedzenia, jeśli zawiadomimy Karmiciela, dzień wcześniej nie będzie karmił. Planujemy łapać we środę ok 7:30. Ktoś pomoże? Chętnie samochód... TŻ ma w środę lekarza... Niby później, ale dziś zeszło się ponad 6 godzin...