Dzień dobry,
Wczoraj dałam kolejny popis swoich umiejętności kulinarnych i bezmyślności.
Dałam się skusić na zrobienie soczystego kurczaka pieczonego bez problemu w woreczku. Skoro tak lekko, łatwo i przyjemnie, to przecież nawet mnie powinno się udać.
Kupiłam stosowny artykuł w papierku (przyprawa z torebką), kurczaka i ochoczo zabrałam się za przygotowanie obiadu. Faktycznie łatwizna. wstawiłam specyfik w naczyniu do piekarnika, a następnie zabrałam się za sprzątanie w przekonaniu, że po zakończeniu jazd na mopie przystąpię do spożycia pysznej potrawy.
Po jakichś 20 minutach, zamiast smakowitych zapachów pieczonej
kurzyny, poczułam w powietrzu coś drażniącego oczy. Byłam twarda jak R.B., nie ustąpiłam łatwo. Otworzyłam okno, ku uciesze Szczypiorków również balkon i sprzątam dalej. Upłynęło upragnionych 60 minut. Zaglądam do piekarnika i widzę tam suchą zwęgloną kupkę. Owa kupka dotknięta zaczęła się kruszyć. To folia. Garnek miejscami osmalony. Kurczak wysuszony na wiór. W kolorze ciemnobrązowym. Raczej niejadalny. W pierwszej chwili pomyślałam, że dam Szczypiorkom, to nie będę musiała noży ostrzyć i pozbędę się ich bezkrwawo. Pomysł jednak upadł, bo przed zejściem mogły mi pokryć pawiem całe mieszkanie i narobiłabym sobie samej dodatkowej roboty.
Co się stało? Nic wielkiego. Przystępując do przygotowania cud-potrawy nie pomyślałam, że podana na opakowaniu informacja o rozgrzaniu piekarnika do 200 stopni ma aż tak wielkie znaczenie. A ponieważ moja kuchenka jest stara (jeszcze z czasów Hitlera), więc wynalazków kontroli temperatury lub jakiejkolwiek kontroli - nie posiada. Zatem odkręcony na full gaz zwęglił folię (której opary właśnie drażniły mi oczy) i wysuszył na kamień kuraka.
Nauka ze zdarzenia taka, że mam kolejny element motywujący do wymiany kuchenki na nowszy model (z czym noszę się już ze 4 lata). Teraz prawdopodobnie tej wymiany dokonam, bo wizja wstawiania mięcha do piekarnika bez jakiegokolwiek wcześniejszego wysiłku związanego z przygotowaniem dania, jest nazbyt kusząca. Tylko na ten jeden wysiłek muszę się zdobyć.
Spać poszłam bez obiadu i raczej głodna, bo już nic innego nie chciało mi się przygotowywać.
Tak oto lenistwo mnie wczoraj pokonało moją własną bronią.
Amen.
p.s.
Szczypiorki żyją i mają się dobrze, bo dzisiaj Światowy Dzień Zwierząt.
Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Koteczków
