Nie tak dawno ratowałam kotkę sąsiadki (to starsza, bardzo ciężko chora, niezaradna starsza pani, po wypadku koci była w szoku, musiałam działać), po upadku z 4go pietra. Kotka cudem przezyła, uraz kręgosłupa okazał się stosunkowo "farciarski", ma sie dobrze, a okno juz u sasiadki zabezpieczyłam porządnie (przedtem była, owszem, przybita firanka, czyli próba zabezpieczenia, jak widac niewystarczajaca...) własnołapnie.... Kosztowało mnie to sporo kasy i nerwów, a kotkę pobyt w szpitalu i cierpienie.
Najbardziej irytujace było to, ze pół godziny po nas do klinki wpadli ludzie z kolejnym "latającym" połamańcem, tym razem persem, po upadku z trzeciego piętra i tym razem byli to jak najbardziej młodzi, zaradni ludzie