moi drodzy, potrzebuje porady..
mieszkam z TŻ-tem i kotą w kamienicy w spokojnej i zielonej części miasta.. Mieszkamy na pierwszym piętrze. Dzielimy z sąsiadami ogród (wyjscie do ogrodu przez ich garaż).
Zdrapa jest 4-letnią rozpuszczoną księżniczką, nigdy nie wypuszczaną.
I teraz pojawił sie dylemat- czy zabierać kotę do ogrodu. Ja oczywiście "tak!", bo mi jej żal było jak patrzy na nas rozkoszujących sie słońcem i ogrodem zza zasiatkowanego okna. Na dodatek u sąsiadów z pionu obok 2 koty (łażą wszędzie, ale sąsiadka opowiadała, że kiedyś jej jeden kot nie wrócił) i pies w ogrodzie. Wyglądała mi jak taki mały więzień w tym oknie.
Jak ją zabrałam to nie minęło 5 minut jak zwiała do sąsiada dziwaka po drugiej stronie. Nie będę opowiadać całej historii, ale powiem tylko, ze zajęło jakąś godzinę, kilka moich zawałów, sporo strachu Zdrapy i pomocy sąsiadów, żeby ją odzyskać.. Na dodatek dla Zdrapci nie ma nic lepszego, smaczniejszego niż trawa (:roll:
koza?) i zwabić jej z powrotem czymkolwiek nie ma szans..
Ogólnie chodzi mi o to, że na razie nie mamy możliwości zmiany ogrodzenia i Zdrapa będzie mogla wyjść poza płot. Oczywiście, mogę ją pilnować, ale to żadna radość łazić za kotem krok w krok- ani dla mnie, ani dla niej. I teraz nie wiem co robić- siedzimy w ogródku dosyc często, z okna dochodzi rozpaczliwe miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaau, a mi serce pęka.
I nie wiem co lepiej- zabierać ją od czasu do czasu, żeby sobie polatała pod moim nadzorem, czy tak, jak to po ostatnich przejściach robie- uczyć kota, ze niestety do ogrodu on z nami nie chodzi (miaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaau). Boje sie, że się przyzwyczai i za każdym razem jak zobaczy któreś z nas w ogrodzie będzie dziki wrzask.. Wypuszczanie w samopas nie wchodzi w grę, bo ja na zawał zejdę nie wiedząc, gdzie jest moje kocie..
Co Wy na to? Co byście zrobili na moim miejscu?