Wracam do domu i od razu problem-cos blokuje drzwi.W pierwszej chwili moja katastroficzna wyobraznia juz zaczela dzialac i wyobrazilam sobie jakies zwloki pod drzwiami.Ale jak odzyskalam jasnosc myslenia zauwazylam w szparze kocie geby wiec odetchnelam z ulga.Po chwili silowania otworzylam i ....stanelam prawie po kostki w zwirku kocim.Mialam chyba zacmienie umyslowe albo atak bezmyslnosci i postawilam ogromny 25 kg wor zwiru za drzwiami,bo nie chcialo mi sie go tachac dalej.Zlosliwie sama do siebie stwierdzilam,ze nie chcialo ci sie go taszczyc to teraz bedzie ci sie chcialo sprzatac.Chlopaki zrobili sobie plaze.Baraszkowali w tym zwirze jak dzieci w piasku-grzebali,kulali sie,drapali, czolgali.Tylko okularow slonecznych im brakowalo.Tonem nieco jadowitym poinformowalam ich ze po pierwsze dostana pylicy,bo ich zabawa wzniecala tumany pylu,a po drugie -czekaja ich puste kuwety lub muszla albo nocnik do wyboru.Humor mi sie troche poprawil jak sobie wyobrazilam moich grubasow na nocnikach.Pyl opadl odslaniajac pobojowisko i ...ruszajacy sie worek z resztkami zwiru.Wiedzialam od razu kogo w tym worze zastane,wiec nie bylam zaskoczona gdy wylonil sie Goly Nos.Prawdopodobnie doszedl do wniosku,ze bardzo sie napracowal i jest ogromnie zmeczony,bo sapnal ,padl na tlusciutki boczek jak podciety-on tak zawsze-przymknal oczy i prawie zasnal.Ale wtedy ocknelam sie ja.Oznajmilam,ze teraz panowie solidarnie wezma zmiotki i do sprzatania.Jak mozna sie domyslic w mgnieniu oka w zasiegu wzroku nie bylo zadnego kociego ogona,nawet tego przykrotkiego.Zostalam do sprzatania sama,szczesciem na podlodze sa plytki.A opatrznosc czuwala nade mna i nie wpadlo wandalom do glowy zeby ten zwir zmoczyc ...czymkolwiek.Oczywiscie maja go teraz w kuwetach.A oto rece -i nogi-ktore sa temu winne
