Witajcie Kochane,
Z rozdartym sercem chciałam poinformować,że wczoraj odeszła od nas Mimi. Odeszła nagle i niespodziewanie, tym bardziej jest to dla nas ogromy cios.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie, po 1h już jej z nami nie było....
Mój TZ był w domu, usłyszał "dziwny" odgłos miauknięcia, znalazł ją pod łóżkiem w wymiocinach. Wyciągnął ją półprzytomną i natychmiast zawiózł do weta. Tam próbowali jej pomóc, po ok 30 min, kiedy tam dotarłam, była w stanie agonalnym. Podłączyli jej kroplówkę, niestety krwi nie dało się pobrać, strasznie spadła jej temp, miała oczopląs, potem już tylko wąskie, zamknięte źrenice, brak reakcji na ból.
Nic z tego nie rozumiemy, lekarz też pewny nie był, wykluczył zatrucie jakąś substancją, bo tak szybko by jej nie zabiła. Nie miała żadnych obrażeń, podejrzewał udar lub tętniak, bo tylko to by się zgadzało. Odeszła w spokoju, bez bólu otoczona rodziną.
Mam tylko nadzieję, że teraz gania za jakimiś ptaszkami za tęczowym mostem...
Nie mogę tego jeszcze ogarnąć, nie ma takiego drugiego kota jakim ona była....
Wprost uwielbiała sznureczki wszelkiej maści, myszki, piłeczki. Wydawała takie śmieszne dźwięki ni to miauczenie ni to płacz, wtedy wiedzieliśmy, że idzie do nas z czymś ciekawym w pysku, żeby jej porzucać, w pysku czasem znalazła się sznurówka, skarpetka lub ubranko lalki za każdym razem było pytanie co tym razem znalazła.
Aportowała,
Kłóciła się ze mną, kiedy kazałam jej schodzić ze stołu,
W chwilę odwracała się na plecki, kiedy do niej podchodziłam, gotowa na mizianie
Praktycznie przy kontakcie z człowiekiem nie przestawała mruczeć,
Była taka subtelna, delikatna, prawdziwa dama,
Jednym słowem kot marzeń...
Wybaczcie,że tak się rozpisałam, ale wydaje mi się to najlepszym sposobem na to by jakoś przez to przejść

Podzielić się tym z kimś, kto to zrozumie...
Kilka jej fotek

,

,

,
