Zawsze byłam zwolenniczka psów...hmmm....właściwie to byłam zwolenniczką wszystkich zwierząt ale z tych większych w domu rodzinnym zawsze były tylko psy (oczywiście pomijając żówia, myszki, chomiki, świnki morskie, rybki i inne mniejsze stworzonka tego świata - w tym mrówki na balkonie ). Nigdy do głowy by mi nawet nie przyszło, że będę miała kota, głównie z uwagi na to, że moja mama kotki owszem lubiła ale na odległość Tak się to we mnie wpoiło, że zawsze w mej głowie był psiak - nigdy kot.
Pewnego razu postanowiłam odwiedzić brata w domu rodzinnym (mieszkałam wówczas na stancji w Białymstoku, który to jest oddalony ok. 85km od mojej miejscowości, zwanej Grajewo - wiem, wiem, nie macie pojęcia cóż to za mieścina - proszę wziąć do rączki mleczko Łaciate i przeczytać skąd się bierze ). Kiedy sobie grzecznie siedziałam w ciepłym pokoju nagle zjawił się mój młodszy brat z malusim kotkiem na rekach! Zdębiałam oczywiście i stanęłam jak wryta. Brat wyjaśnił, że kotka widzi już któryś raz z rzędu w sąsiedniej klatce schodowej, a że był wychudzony straszebliwie to postanowił dać mu troszkę mleczka (wówczas myśleliśmy, że to najlepszy posiłek dla kotów ). Jak już maleństwo się najadło zaczęło domagać się zabaw. Wzięłam więc szkraba na kolana i wtedy już wiedziałam, że nie jestem w stanie wrzucić go z powrotem do tego wielkiego świata by radził sobie sam. Wykonałam więc telefon do dziewczyn, które wówczas dzieliły ze mną stancję z prośbą o zgodę na przywiezienie nowego domownika. Takim oto sposobem Kacperski został ze mną
Jego Tłustowatakoteczkowość Kacper:
Kiedy już Kacper zagościł w moim życiu pomyślałam, że wypadałoby troszeczkę dokształcić swą wiedzę o tymże gatunku Zaczęłam więc szukać informacji na internecie i wówczas trafiłam na forum miau Najpierw przeczytałam wątek Kociego ABC i zorientowałam się jak bardzo mylne mamy poglądy na temat kotów. Później przeglądałam już inne wątki i trafiłam na wątek białostockich kotów
Tam dopiero zdałam sobie sprawę z tego jak wiele kotów potrzebuje naszej pomocy i jak wiele ginie z uwagi na to, że stosunkowo jest więcej kotów potrzebujących do osób pomagających im. Zaczęłam powoli dojrzewać do decyzji bycia DT. No i pewnego dnia stanęłam przed faktem dokonanym, gdyż pojawiła się nowa osoba w tamtejszym wątku, która potrzebowała DT dla kociąt, które były narodzone gdzieś pod Białymstokiem u starszego małżeństwa, które nie miało sił opiekować się kociakami a kocia mama bodajże gdzieś przepadła Wiadomo było, że maluszki bez mamy raczej nie przeżyją, więc postanowiłam wziąć 1 z nich na DT. No i na DT jak widać się nie skończyło gdyż każdy telefon z zapytaniem o kicię powodował u mnie łzy oraz strach przed rozstaniem. W końcu zadecydowałam - mała rozkochała mnie w sobie i nie ma siły, musi zostać ze mną
Delikatna, krucha oraz bardzo zwinna księżniczka Joko:
Pięknie żyło się nam razem, jednak los nie zawsze obchodzi się z nami tak jak byśmy chcieli. Z powodów osobistych musiałam porzucić ziemię ojczystą i w styczniu tego roku wybyć do Irlandii. Irlandczycy jednak mają bardzo ostre przepisy co do przewożenia zwierząt z krajów UE, zatem koty musiały zostać u mojego znajomego w Warszawie. Jednak we wrześniu jadę po moje słodycze, gdyż 16 września już minie 6 miesięcy od daty pobrania krwi w celu testu na poziom przeciwciał wścieklizny i będę mogła przekroczyć z nimi granicę
Poznałam tu na forum wiele bardzo życzliwych mi osób. Jedną z nich jest aluś1, która jest przekochana i postanowiła pomóc mi ze sterylizacją Joko. Aluś to Ty mnie zaszantażowałaś do założenia tegoż wątku i dedykuję go specjalnie dla Ciebie Dzięki takim ludziom jak Ty uśmiechamy się częściej i wierzymy, że nawet w kryzysowej sytuacji może zdarzyć się cud
Ciotki kochane Ala dziś jedzie do moich kociaków po Joko, gdyż czeka ją sobotnia sterylka. Ala zajmie się Joko na czas sterylizacji i okres posterylkowy. Tak więc potrzebujemy ogromne kciuki by wszystko poszło jak trzeba.