Kasiu, no to cudne wieści!!!

bardzo sie cieszę, ze maluszki mają się lepiej, że lekarstwo wypite i w kuwecie pełen zestaw!

oczywiście nadal trzymamy kciuki!
Małgosiu, to dokładnie tak, jak piszesz. Żeby pomoc była efektywna, to musi być rozsądna, inaczej można więcej szkody wyrządzić.
U mnie teraz nie ma aboslutnie żadnej możliwosci, zeby w domu pojawił się jakikolwiek kot, nawet tak, jak balkonowce, które były kilka dni tylko. Oprócz kwestii finansowych, podstawową sprawą jest stan Melci i Gluśka, nie mogę ich narazic w jakikolwiek sposób.
U mnie właściciwe żaden kot kot nie pojawił się "planowany", nigdy nawet nie wzięłam kota od kogoś. Wszystkie mnie znalazły, poprostu stanęły na mojej drodze. Tak samo było, jak mieszkałam z mamą, wszystkie nasze koty pojawiały się w taki sposób.
Ale przed Płaczusiem, to właściwe zawsze był zestaw "standardowy", czyli katar, robale, grzybica, ewentualnie jakaś złamana łapka...przyznam szczerze, że na taki zestaw byłam gotowa przy Gluśku i Meli, to co sie stało przekroczyło moje wyobrażenia.
Małgosiu, zazdroszczę Ci jednego, że tak, jak pisałaś, w Kanadzie opieka nad kotami bezdomnymi, jest zupełnie inaczej zorganizowana,że nie ma takich bied na ulicach. Ja się boje zawsze tylko jednego, że znów gdzieś spotkam kota, który będzie wymagał natychmiastowej pomocy. Ale nawet wtedy taki kot poprostu nie mógłby byc u mnie.
Zaraz jade do weta, na zastrzyki z Melką i z Gluśkiem dzis też.
Miałam dziś niezłe zamieszanie, wczoraj w nocy okazało się, ze pękł zawór przy wodomierzu, przyszła pani, która ma psi salon urody pode mną, ze u niej wszystko zalane. A u mnie sucho. Dziś rano już miałąm ścianę mokrą, mimo zakręconych zaworów, na szczęście spółdzielnia się spisała i szybciutko był hydraulik. Ale od 6 rano miałam wycieczki w domu, a potem zakręcili zawór centralny, więc nie mogłam się wykąpać

na szczęście mogłam w ciągu dnia wyskoczyć z pracy, zeby pan wymienił to co trzeba.
Zmykam do weta!