Dzis sukces co do Soni (no, troche krwawo okupiony ... 2 dziury w twarzy i kilka w dloni) - udalo sie przylapac Diable w lazience (chytruska, prawie tam nie wchodzi kiedy ja moglabym to widziec), zamknac drzwi, i po dlugiej walce i podchodach, przy pomocy dwoch narzedzi (zapomnialam z tej nerwacji, co bylo drugie - pierwszy byl plastikowy patyk od myszy, drugie chyba gumowy przetykacz?), ubralam jej obrozke jarzeniowa z dzwonkiem. Troche go wygluszylam za pomoca wcisnietej do srodka waty. Siedziala w pralce, i tylko dlatego sie udalo, bo poza pralka latala jak nietoperz po calej lazience, wsciekla straszliwie. Zebyscie widzialy te rozzarzone na czerwono oczy ... te paszcze z zebiskami ... widok niezapomniany, nie wiem, czy dzis zasne ...
Kielbasa najlepsza nie pomogla. Chcialam jej zalozyc szelki, ale to juz bez uzycia rak i bliskiego kontaktu okazalo sie niemozliwe, za to drązkami udalo mi sie nasunac jej zapieta obrozke na szyje. Posiedziala w lazience, zaczela jeczec pod drzwiami, wiec teraz juz chodzi po wolnosci

i widac, ze strasznie by sie chciala pozbyc tego dziadostwa ...

a tu guzik ... chyba dobrze dobralam obwod (na oko oczywiscie)
Bylam w rekawicach malarskich i w szlafroku - ale i tak przebila rekawiczke pazurami. Na szczescie mialam okulary, bo gdyby nie ... pod okiem i na nosie mam dziury od pazurow - wyskoczyla z tej pralki prosto na moja twarz.
Uznalam, ze dzis bedzie dobry dzien - bo wczoraj wieczorem zjadla cala porcje z reki, ryjkiem - jak machala lapa pazurzasta, to zabieralam mieso; dawalam tylko wtedy, kiedy brala delikatnie zebami. Oczywiscie reszta kocich zarlokow pchala sie do tej porcji takze, wiec latwo nie bylo.
Udalo sie dopiero, kiedy zamknelam wiekszosc w drugim pokoju.
Do tego rano Sonia przyszla ze wszystkimi futrami na poranne glaski, sama podeszla do mnie, i nawet dala sie 2 razy poglaskac - chyba przez zapomnienie, bo potem jednak szybko sie usuwala.
Plamcia dalej rujkuje na calego, pelza, ogon podnosi, jeczy ... (to juz trzeci tydzien !

!) a Sonia chyba sie zbiera ... duzo chodzi z podniesionym ogonem i tez czasem cwierka. Oczko na razie jednak nie ma rujki, choc duzo przychodzi na glaskanie.
Uff. Dluga relacja w nagrode za zachwyty ...
dzieki za mile slowa, dzis moze sie uda natrzaskac fot Soni w jarzmie ..
zo