
W mojej okolicy mieszkają dwie kocie rodziny. Jedna koło dworca, po mojej stronie torów. Zadbana przez dwie rodziny, odżywiona, z wybudowanym domkiem. Tu problemem jest sterylka - brak kasy i u mnie i u tych rodzin. Ale póki co próbujemy z poverą.
Druga rodzina mieszka dalej, na terenie solarium po drugiej stronie torów. Też karmione, odżywione. Ale wczoraj robiąc w budce zakupy zobaczyłam, że kotki zaczynają mieć problemy z oczkami. Czyżby koci katar



Po pierwsze kotki są dzikawe i dotknąć się nie dadzą. Więc wątpię, czy uda się złapać.
Po drugie nawet gdybym złapała - to co???? Ja całymi godzinami i niemal dniami poza domem, a 90-letnią mamę z tym zostawię? Poza tym, z powodu kryzysu finansowego nie szczepiłam jeszcze w tym roku moich kotów. Wprawdzie podobno szczepienie działa dłużej niż rok, ale czy to pewne? I o ile dłużej? One powinny być zaszczepione już dwa miesiące temu. A Agatka wogóle nie zaszczepiona. Nawet jak ją zaraz zaszczepię, to odrazu odporności nie nabierze. Odseparować też nie mam gdzie, łazienka malutka, z lodowatą posadzką, nie nadaje się. W kuchni mama nie upilnuje, żeby inne nie wlazły, mama wolno się rusza, między nogami jej się prześlizną. Mowy nie ma.
Może jest możliwość jakiś lek podawać im w jedzeniu? Ale jaki? I jak? Bez badania?
Naprawdę nie mam pojęcia, co zrobić. Help!!!!!!