Piszę, bo czuję się już całkiem bezradna.

Mam 9-cio miesięczną kotkę. Kilka tygodni temu zachorowała. Wymiotowała, miała biegunkę, opadła z sił, nie chciała jeść. Lekarze podejrzewali zatrucie, bo w tym czasie przeprowadzałam w domu dezynsekcję. Inka dostała antybiotyki, jakieś inne zastrzyki i polepszyło się jej, a po pewnym czasie zachowywała sie już normalnie. Niestety, w sobotę znów zaczęły sie wymioty, mała zrobiła się smutna, osowiała, nie dawała się dotknąć. Kotek miał trudności z jedzeniem, mimo apetytu. Wymioty następowały zaraz po spożyciu nawet najmniejszej ilości pokarmu. Weterynarz stwierdził, że kotka ma anginę, podał jej antybiotyk.

Kicia ożywiła się i zdecydowanie lepiej poczuła. Wczoraj dostała drugą porcję antybiotyku. Dzisiaj znów zwymiotowała. Najpierw było to jedzenie, które chwilę wcześniej zjadła, potem - rozwodniona krew. Lekarz, do którego natychmiast zabrałam kotkę, uznał, że być może ma zapalenie jelit, lub "jakiegoś wirusa",

który atakuje różne narządy i że poda jej zastrzyk, lecz kot musi sam zwalczyć chorobę. Jutro mam iść na kontrolę.
Jestem załamana, bo każdy z lekarzy mówi coś innego, podaje leki, a kot ciągle jest chory.

Zarówno ona jak i ja jesteśmy już mocno wyczerpane tą sytuacją. Leczenie jest niestety drogie, a moja sytuacja finansowa ... Wydałam juz 200 zł, a końca nie widać. Rezultatów też.

Chciałam prosić was o pomoc: czy znacie lecznice, gdzie potraktują mnie i kotka poważnie, zaopiekują się zwierzęciem i gdzie nie wydam horrendalnej sumy na nic nie dające lecznie. Nie wiem, co robić, nie mam doświadczenia. Mieszkam w Warszawie, jeśli możecie podać mi adres sprawdzonej, dobrej i niedrogiej kliniki, lub pomóc w inny sposób to będę bardzo wdzięczna.
BARDZO PROSZĘ O ODPOWIEDŹ.
