No to wywołałyście mnie do tablicy
Kiedy pierwszt raz bylam w ciąży w domu była +/- ośmiomiesięczna Bestia i Piękny gówniarz. I też byłam przerażona, bo mnie wszyscy straszyli. I bałam się, że wariat Piękny mnie znokautuje, że dziecię mi ukrzywdzi itp.
Tymczasem na brzuchu odchodziło mruczando, traktowały mnie oba koty dość ostrożnie i oszczędzały jak mogły.
Jak w końcu trafiłam do szpitala, coby córę ulęgnąć, dopiero wtedy zaczęłam się bać, tym bardziej, że dziecię okazało się być wcześniakiem (a wieć delikatneijsze stworo niż inne dzieci), a mój pobyt poza domem wydłużył się do prawie miesiąca. Problem częściowo rozwiązało przynoszenie przez małzonka do domu zasikanych przez Dominikę pieluch przez jakieś 2 dni przed moim powrotem (czyli w normalnym przypadku od początku), żeby się kociarstwo oswoiło z zapachem.
Koty do dziecięcia mego podeszły z dystansem, ale już po kilku dniach "aktywnie włączyły sie w opiekę" robiąc za system wczesnego ostrzegania. Dbały tez o higienę dziecka (a konkretnie pieluchy, ktora miala pod glowa gdy jej się ulewało), no i nie miała szans się rozkopać majac w charakterze guardianów 2 koty.
W swym szaleństwie poszliśmy dalej i wzieliśmy z piwnicy niespełna miesięcznego kocurka, ktory by sobie sam nie dał rady. Szczęsliwie zwierzak był zdrowy, ale i tak przez pierwszy tydzień izolowaliśmy go od łóżeczka (i tak nie umiał na nie wyskoczyć). A później wyrósł z niego największy przyjaciel dzieci jakiego widziałam...
W tej chwili kotów jest sześć, dzieci dwójka i , jak pisała Anja, ani koty ani dzieci nie wygladają na nieszczęśliwe, a prawdopodobnie dzięki sierściuchom i mojej niechęci do klinicznej czystości potworzęta nie odziedziczyły po mamusi alergii
Będzie dobrze, nie ma się co zamartwiać na zapas. W razie czego konkretną radą na miarę możliwości własnych słuzyć będę.