Ja - niestety zgadzam sie z Estravenem. Jak dotad udalo mi sie uniknac takiej sytuacji - i rozwodu

, ale moja kocia znajoma w zeszlym roku musiala odlowic 8 doroslych kotow na raz - 4 zostaly otrute na osiedlu, bylo raczej pewne ze reszta skonczy tak samo. Byla zdesperowana, wywiozla koty do schroniska. Jeden- zginal probujac uciec. Pozostale zabralysmy tego samego dnia. 3 zostaly na moim osiedlu, dwa u niej w domu, dwa w zaprzyjaznionej stadninie. Szczesliwie truciciel dwa miesiace pozniej zszadl na zawal. Niech mu ziemia...
W naszym schronisku kociarni nie ma. Kotow wolnozyjacych nei przyjmujemy- chyba ze chore badz kocieta, miasto nie przeznaczylo funduszy na koci dom, wiec budujemy go wlasnymi srodkami. Mam nadzieje ze koty beda w nim czuly sie na tyle dobrze zeby doczekac wlasnego domu. I ze ten dom wysle po nie madrego dwunowga ktory bedzie wiedzial ze jego wspanialy kot tam czeka i teskni.
I bierzmy koty ze schronisk i koty z ulicy, bo tak bardzo zasluguja na szanse na dobre zycie. I tak duzo moga nam dac