
Jak Misia odchodziła przyrzekłam sobie, że nie chcę więcej psa...Aż w końcu czegoś zaczęło w domu brakować...
Kotki wykastrowane, Parysek nie znaczy, hodowli zakładać nie będę, więc stanęło na psie..
Iron celowo został wzięty od matki nieco wcześniej- żeby się zaadoptował do życia z kotami. Z hodowcą jestem w ciągłym kontakcie, mały dostał wyprawkę Pedigree jak się patrzy, odżywki, żarełko, miski, tylko smycz sama kupiłam, książeczka, rodowód...
Parys jak go zobaczył- oniemiał. Chodzi wkoło Irona, wącha, ucieka...Trochę się boi, ale już kładzie się obok...Koka wącha i syczy, a Iron ma ją brzydko mówiąc tam gdzie słońce nie dochodzi, też wącha. Parysa próbował pogonić (w hodowli jadł z kotem z jednej miski, więc zabójczych zapędów nie ma

A Pandora...udaje, że jej to nie dotyczy. Nawet nie podeszła go obwąchać. Siedzi na oknie i obserwuje z daleka.
A Iron...żarełko, spanko, siusiu, siusiu, zabawa, siusiu, kupka, spanko, siusiu, żarełko, siusiu


Wierzcie mi, wczoraj o tej porze jeszcze nie przypuszczałam, że będę miała psa...Natomiast 3 godziny później już go trzymałam na kolanach.
W nocy trochę płakał, mama go "niańczyła", bo ja na nocce w pracy byłam. Dzisiaj z nim byłam na spacerze, jak się boi czy zmęczy- wyciąga łapki, żeby go brać na ręce.
Równocześnie cały czas przytulam i miziam Paryska, przecież on nadal jest moim pupilkiem. Myślę, że on to wie...Śpi sobie smacznie w szafie teraz...
Jej...nie mogę uwierzyć Znów mam PSA


A teraz to może ja się zdrzemnę po nocy w pracy
