Dzisiaj musieliśmy zaliczyć nadprogramową wizytę u weta
Nie dlatego, że Charlisiowi się pogorszyło, tylko, w pewnym sensie, właśnie dlatego, że się poprawia. Chłopak ma coraz więcej sił i energii i postanowił, że dość tych kroplówek, nie będzie dawał się kłuć, nie będzie spokojnie leżał, nie i basta

. A że nie miał dzisiaj kto mi pomóc (właściwie to już wczoraj późnym wieczorem, dlatego przełożyliśmy kroplówkę na dziś), jedynym rozwiązaniem było udanie się do weta. No cóż, skoro chłopak tak woli

. Tylko płacić trzeba, bo to akurat nie nasz wet.
A sprzeciw chłopaka był tak stanowczy, że aż użarł mnie w palec (w domu oczywiście). Gdy są dwie osoby, jest o tyle łatwo, że biedak nie jest ani silny, ani giętki i raczej łatwo go utrzymać. Cóż, skoro mam tylko dwie ręce, czasem wolałabym być ośmiorniczką, ale jakoś nic z tego.