Niestety dopiero teraz przeczytałam co było przyczyną niejedzenia. Właśnie to samo wydarzyło sie nie dawno mojej małej Mikusi. Wetki popełniły ten sam błą, kotek nie umiał poradzić sobie z toksynami robali a one znowu, choc minęły 4 dni, podał mu pastę. Kotek poczuł się jeszcze gorzej, na szczęście albo dzięki opiece Bożej, gdy na drugi dzień poleciałam ze łzami do weta okazało się że jest zamknięte, pomyślałam że przyszłam akurat na przerwę, która jest tam od godz. 12.00. Co robić poleciałam szybko do drugigo weta, jakieś 15-20 minut drogi, bo czekanie na autobus wydawało mi się bezczynnością. Tam przyjełą mnie wetka, która zerkając do książeczki Mikusi nie powiedziała nic ale w lel oczach zobaczyłam przerażenie. Szybko podała Mice lek pomagający wydalić toksyny, kroplówkę (wielką) i jeszcze jakieś zastrzyki. poza tym wlała we mnie optymizm. Jeszcze do domu dostałam ten lek i oczywiście na drugi dzień znowu wizyta. Dzięki tej lekarce która wiedziała co robić Mikusia żyje! Filipowi sie nie udało i bardzo mi jest smutno z tego powodu, mogę tylko domyśleć się co czujesz Limku , pamiętam ten strach gdy Mika nie jadła, nie piła...Nie wiem do jakiego weta chodzisz i jak poza tym przypadkiem go oceniasz ale ja bym go zmieniła. To największy błąd strutemu kotu, podać lek który zwiększy ilość toksyn. Tulę cię mocno Limku. Kotek przynajmniej umarł wiedząc że jest kochany i że jest ktoś kto o niego walczy....Acha po przyjściu do domu okazało się, że jest dopiero 11.00-zupełnie nie wiem czemu tamta nieszczęsna przychodnia była zamknięta!!!!!
