Kissa dziś rano długo jakoś tłukła się w kuwecie. Ja, prawidłowo przygotowana do natychmiastowej reakcji na żądanie "Sprzątaj to! Ale już!" nieodmiennie wygłaszane zaraz po posadzeniu kaktusa, stałam już gotowa do czynu. Kota w końcu wyszła i z niesmakiem pognała przed siebie. Odkryłam pokrywę, a tam

Szerszych opisów zaoszczędze, ale wątpliwości nie było najmniejszych. OBCY
Kissa ostatnio odrobaczana była we wrześniu, profilaktycznie tylko. Bywa czasami na działce, ale od tamtej pory ani razu.
Zaraz po pracy do veta (potrafię jej sama obciąć pazury, sama czyszczę uszy, podac tabletki - nawet przy asyście NIE

Na przemycenie w żarełku żadnych szans)
Kissa pastą odrobaczającą podzieliła się ze mną i z wetem. Trochę przywioła sobie do domu, na później. Na ogonie.
Kolejna dawka za 2 tygodnie.
Do wszystkich (chociaż tu akurat takich chyba niewielu

), którzy uważają, że kota niewychodzącego nie trzeba odrobaczać:
TRZEBA 