Jak napisała Monia - jeszcze tego nam brakowało ...
Ale po kolei.
Złapała się kotka na Nowosielskiej. Więc zapakowałyśmy z Monią (dokładnie Monia zapakowała) swoją szylkretkę, następnie zagoniłyśmy złapaną kotkę z klatki do transportera i obie wyjąc (bynajmniej nie ze szczęścia) pojechały do cięcia.
Wcześniej zaszłam do miłej karmicielki (tez p. Jasia) na osiedlu po transporter.
Pani prawie płacząc opowiedziała, że nie ma już siły.
Wcale jej się nie dziwię - ma kobieta dobre serce. I jest oświecona. Więc odbiega od reszty
W blokach niedaleko Melby jest stado - 4 kocice i 8 kociaków maleńkich i 2 większe.
Jest tez młodzież z amstafem, która upodobała sobie dręczenie tej pani.
Bo niby koty im przeszkadzają.
Szczują psem - ze starszego miotu zginęło tak ze 4 kociaki. Z poprzedniego - nie przeżył żaden.
Najgorsze jest to, że karmiciele, którzy tam mieszkają nie widzą problemu.
Pani miała klateczkę ellzy i próbowała złapać puchatka.
Próbowała tez kocicę. To wtedy jakiś gość naskoczył na nią, że ona chce tu koty wytępić. A karmiciele "tamtejsi" przyklasnęli - bo jak są koty to jest fajnie...
A jak się odda to nie wiadomo gdzie. I może cyt "na zmarnowanie"
Lepiej żeby były przy bloku bo nie ma szczurów. A że giną - to taki los...
kotek tez nie nalezy sterylizować bo się koty skończą
Chyba znow trzeba podjąc akcje typu - jak nie wysterylizuja to przyjedzie schronisko i złapie i uśpi.
Zadziałało 2 razy - na rurze na Pałacowej i na osiedlu (i pomimo wielkich obaw co do stetylizacji kotka 15to letnia wygląda kwitnąco)
I niby XXI wiek mamy
Byłam tez ze ślepaczkami na konktroli. Tak średnio jest - czyli 3 sztuki mają po jednym oku ok, drugie tak sobie. Są leczone tak na poważnie od 7 dni i ja widzę poprawę. Ale ja się nie znam przecież... Być może trzeba będzie 2 szaraczkom operacyjnie coś tam coś tam (nie będę kłamać, że pamiętam

) Zabiorę je jeszcze do okulisty we środę...
Zawiozłam gentamycynę dla malucha p.Ani, który zarobił w oko od nowego czarnulka.
Odebrałam kocice z Białostoczku.
Odwiozłam jedną kicię do kochanej Szałwii, która zesterowała ją do klatki Nakashy. Ta kicia to szylkretka od Moni - nie ma co, ma panna charakterek. W lecznicy pokłóciła się mocno z p. doktorem.
Miałam odwozić drugą, kiedy zadzwoniła Jania, że najmłodszy maluch jakiś niewyraźny.
Kochany Tomasz przejął kocicę do odwiezienia.
Ja spakowałam malucha - Dudusia i czarnego Filemona do lecznicy.
Filemon ma się dobrze - tj niepokojące jest to, że od kilku dni ma wysuniętą 3 powiekę. Poza tym tasiemca. Ale zachowuje się normalnie.
Gorzej Duduś.
Jeszcze siedząc w poczekalni dałabym się pokroić że to koci katar.
Niestety zaczął wymiotować - dwa razy w lecznicy, potem jeszcze raz.
Siedział w taki skulony - tak książkowo to wyglądało, że jakoś nie mam nadziei, że to nie panleukopenia...
Uparłam się żeby pobrać mu krew. Serce mi się krajało - ale on się nawet nie bronił (no może przez chwilę, jak się zniecierpliwił)
Niestety - strasznie mało, nie wiadomo czy uda sie zrobić morfologię.
Odwiozłam Filemona.
Dudusia zabrałam na noc. Kochana Melba pożyczyła duży transporter.
Wiem, że nic nie pomogę, ale przynajmiej potrzymam za łapkę jakby co
Bardzo jest słabiutki.
Jeśli nie uda się zrobić morfologii muszę zabrać Tolę i Filemona na surowicę.
Nie pytałam, ale mam nadzieję, że jeszcze została w lecznicy...
Nie mogę się dodzwonić do siostry Dudusia. Kurcze, zawsze tak jest - super domek, a potem takie coś... Z jednej strony nie chcę siać paniki,ale być może trzeba ją ratować...
Z rzeczy optymistycznych - od
Pani Kasi, pani Sreberka zwanego obecnie Venice dostaliśmy 500zł. Zainwetujemy w klatkę?
NO i pewnie w szczepienie reszty - bo trzeba zrobić MRUCZENIE...
KTO MOŻE W NASTĘPNĄ NIEDZIELĘ???