ja nie potrafię się oprzeć przekładaniu chłopaka. Uwielbiam go miętolić a pozycja jaką przyjął na prawdę była bardzo szokująca. No i ja go nie przekładam, żeby mu było wygodniej tylko no nie mogę się powstrzymać przed miętoleniem głupotki mojej. A moja głupotka nie ucieka, królewicz najczęściej zaczyna głośno mrukolić z takim ewidentnym zadowoleniem.... ja nigdy nie twierdziłam, że z nim jest wszystko ok!
A wczoraj w Warszawie była ogromna burza, ze straszliwym deszczem. Siedząc w pracy jak tylko się zerwała, pierwsza myśl była taka jak zniesie to chłopak. Kiedy wróciłam do domu dowiedziałam się jak zniósł to. Mała Biała Beza wybiegła i zaczęła na mnie wrzeszczeć, nie to, że krzyczeć, nie to że robić wyrzuty. To był pełen oburzenia wrzask i krzyk, że jak to on tak sam musiał bronić domu przed straszliwym deszczem, że on wcale nie chciał, a dodatkowo ma pustego brzunia. Bo Qua się zbuntował i nie lubi Hillsa, mam w domu dwie paczki (małe) i żadna kotu nie pasuje. Po drodze całe szczęście kupiłam Royala, który okazał się pycha, pycha. Qua zamknął mordkę i zaczął zapychać się jedzonkiem pozwalając mi pobyć w ciszy. A później już uspokojony, zadowolony, z pełnym brzuchem przyszedł do mnie mizianki. Po miziankach poganialiśmy za piłką, bo piłkę (w liczbie więcej niż 1) też kupiłam. Mamy w domu gdzieś około 15 piłek upchniętych tak, że nawet nie mam pomysłu w jakiej okolicy ich szukać.
Po odpoczynku ode mnie chłopczyk troszkę się naprawił, w nocy całkiem nieźle mnie prześladował, oczywiście zajął poduchę. Wpierw wszedł na jaśka, spróbował się ułożyć, spojrzał na mnie z takim niedowierzaniem, to odruchowo zmieniłam mu jaśka na poduchę tzn. nie to, że go połozyłam tylko się wzięłam usunęłam z poduszki tak, że mógł sobie wybrać. Nad ranem oczywiście chłopak mnie budził, rozbudzał, jakieś ciekawe rozmowy się toczyły ale nie pamiętam bo mocno walczyłam o to, żeby jednak spać. Dzisiaj miałam zamiar przespać się przynajmniej do godziny 10


