No fakt, Katy, tego o pchlach, i braku wapna, nie doczytalam.
Pamietalam jedynie, ze sytuacja podobno okazala sie ciut lepsza, kiedy same obejrzalyscie dom, i spotkaly tego pana.
Tam, gdzie jest, alkohol, moze sie czesto dziac wiele przykrosci, rowniez wobec zwierzat
Nie zamierzalam tez osobiscie Ciebie krytykowac, bo wiem, ze zaangazowalas sie w pomoc Borucie, i razem z zrobilyscie naprawde duzo dobrego dla kociaka. Sama juz sie przekonalam, ze nawet sama obecnosc nieznanego, chorego, i nieufnego kota w domu to nie jest tak hop siup, tylko trzeba sie zaprzec, i zacisnac zeby.
Przepraszam, jesli odebralas to jako osobisty atak.
Zareagowalam na atmosfere, ktora zaczela sie tworzyc w watku - tak ja odebralam. Nagle wygladalo tak, ze tym ludziom juz nie nalezy sie wzglad, szacunek, tylko trzeba obmyslec, jak to zrobic, zeby nie szumieli
Inna sprawa, ze kot wychodzacy moze zlapac pchly, a badania krwi, moczu, itp. zeby sprawdzic, czy ma wszystko, czego organizm potrzebuje, to stosunkowo jeszcze swieza kultura opieki nad zwierzeciem, zgodzisz sie? Zwlaszcza na wsi, gdzie kot od wiek wiekow nie mial za zadanie byc pieszczota i towarzystwem, ze sie tak jalowo wyraze

, tylko mial lapac myszy, czyli byc zwierzeciem pozytecznym, i drapieznym, zgodnie ze swa natura. Kiedy przyszedl do domu, dostal jakies mleko czy wode, i resztki z obiadu, a na deser troche pieszczot.
Wiele kotow, spodziewam sie, zyje tak nadal, i pewnie sa szczesliwe.
I nie bylabym sklonna napadac na gospodarzy z tego wzgledu, poniewaz to nie znaczy zaraz, ze nie kochaja zwierzat.
Po prostu patrza na nie inaczej, niz kociarze z zamilowania, i moze byloby lepszym wyjsciem uswiadamianie potrzeb zwierzecia tam, gdzie jest. W tym przypadku rozmowy z opiekunami, i zacheta do wiekszej opieki, zamiast przygarniania kota wbrew woli opiekunow - na zasadzie, ze skoro nie zrobili tego i tego, to znaczy, ze im nie zalezy, i jak tylko wyjdziecie, to kopna kociaka na podworko, i dadza mu obierki.
Same widzialyscie, ze tam sie nie przelewa. Pieniadze rzecz prozaiczna, ale jakze decydujaca wlasnie w takich przypadkach. Moze naprawde nie mieli pieniedzy na leczenie...
Dlatego w dalszym ciagu uwazam, ze byloby krzywdzace przekreslenie ich jako opiekunow, bo nie maja tego i tamtego, a kot tego potrzebuje. Bo z jakiej racji? Kto nam dal taka wladze?
Radzilabym porozmawiac z tym panstwem, i tak jak proponowalas, wylozyc im, jakie beda koszty ew. dalszego leczenia Boruty, i ze Mysza jest gotowa to leczenie mu zapewnic, jesli oni zdecyduja, ze bedzie to zbyt wielkim obciazeniem dla ich ekonomii.
A moze akurat znajdziecie takie rozwiazanie, zeby Borucie bylo dobrze, i nikt nie czul sie przejechany walcem
