Wróciłam do domu ze szpitala.. miałam wypoczywać, niczym się nie denerwować.. dziś pod blokiem zobaczyłam małego, jamnikowatego kundelka.. Mama mówi, że lata wokół bloku już od paru dni. Wchodzi do bloku (12sto piętrowy wierzowiec), jeździ windą, lata po klatkach. Wyraźnie szuka swoich ludzi.
Ja oczywiście teoretycznie wiem, co powinnam zrobić: kupić smycz i przyprowadzić go do domu, zamknąć w oddzielnym pokoju i spróbować znaleźć mu jego stary lub nowy dom...
Tylko ta teoria niestety nie może się spełnić, bo mama oczywiście się nie zgadza.
Bez smyczy tego psa nie da się upilnować. nie da mu się nawet dać ani pić ani jeść, bo on szuka, biega, węszy.. wyraźnie widać, że ma ważniejsze sprawy na głowie, niż jedzenie. On chce znaleźć to, co zgubił - dom.
Zamknięcie go w pokoju pewnie skończy się awanturą z jego strony. Mama tego nie przetrzyma.
Nie za bardzo mogę teraz wychodzić, nie mam jak go ganiać.
Mam zerowe doświadczenie z psami..
Chciałabym być tak nieczuła, jak 200 pozostałych mieszkańców mojego bloku. Ale niestety siedzę i ryczę, bo nie mogę temu psiakowi pomóc..
mały, wesoły.. zagubiony psiak.