Kocie badania

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto paź 14, 2003 21:13

zuza pisze:Beata chyba z Daisy...

Tak, kot mial zab czyszczony (zmiany na zebie) i wprowadzane wypelnienie. Zabieg trwal jakies pol godziny, kot zostal wczesniej lekko otumaniony i uspiony (Ketamina bodajze). Po godzinie odebralam Daisy wybudzona, wariujaca.
Pobieranie krwi cwiczylam juz wiele razy z wszystkimi :cry: raczej bezproblemowo. RTG to tylko dla spokojnego kotka bez pomocy uspokajaczy.

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Śro paź 15, 2003 7:12

Macius i Tinka do pobierania krwi nie mieli wygolonej lapki, ( w jednym przypadku krew byla pobierana poprzez obciecie pazura a potem zaklejono naczynia krwionosne- juz tam wiecej nie pojdziemy), rtg bezproblemowo, do usg macius mial wygolone futerko.

bea

 
Posty: 233
Od: Nie maja 04, 2003 19:55
Lokalizacja: szczecin

Post » Śro paź 15, 2003 8:36

O pobieraniu krwi Budyniowi już pisałam w wątku o chorobach BluMkowych. Generalnie musi mieć wygoloną łapkę i ostatnio krew szła z łapki prosto do próbówki, bo igła nie ciagnęła... Strasznie stresujące.
USG też miał - trzymałam mu pod pyskiem zrolowany ręcznik i przednie łapy, pan doktor tylne łapy, ogolił mu brzuszk (usg było wątroby), poza tym że się rudy histeryk wydzierał, to generalnie źle mu nie było. Podobno koty nieźle to znoszą.
RTG ostatnio ćwiczyliśmy z BluMką. Niestety, trzas powodował, ze jej głowa poskakiwała i niestety - dostała głupiego jasia - na jakieś 10 minut. Potem siedziałam z nią w gabinecie czekając aż się wybudzi.

Budyń miał kiedyś do pobrania krwi podanego głupiego jasia. Ale mam watpliwości co do tego, bo akurat wtedy miał fatalne wyniki, niektóre normy przekroczone ponad 10 razy. Aż tak złe miał własnie tylko ten jeden raz... A wcześniej dostał ziołowy uspokajacz dwie dawki i własnie usypiacz... Więc teraz wolę na żywca mimo wszystko
[url=http://www.TickerFactory.com/]
Obrazek
[/url]

lady_in_blue

 
Posty: 6164
Od: Pon kwi 22, 2002 10:35
Lokalizacja: Wola

Post » Śro paź 15, 2003 16:03

bea pisze:w jednym przypadku krew byla pobierana poprzez obciecie pazura a potem zaklejono naczynia krwionosne


:strach: TO TAK SIE ROBI??? 8O :strach: Brrr...
Ewelina i...
Obrazek

Kiara

 
Posty: 5697
Od: Nie mar 02, 2003 13:18
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 17, 2003 12:00

1. Pobieranie krwi - jak u większości: wygolona łapka, ja trzymam tyle kota ile utrzymam, gumka powyżej łokietka, wkłuta w żyłę igła (kot warczy), krew skapuje do probówki w potrzebnej ilości albo kropla do glukometru (kiedyś - na papierek lakmusowy, teraz prosto w ryjek maszynki). Odpracowałam z trzema kocicami, raz tylko Mysza wyrwała mi się i dziabnęła szponem weta (zrobiło mu się potężne zakażenie, pokazywał mi to potem ponuro, współczułam mu, ale czemu tego nie zdezynfekował porządnie? :roll: )

2. RTG - Cipiór miała przy wyjmowaniu pocisku, więc pod narkozą, nie brałam w tym udziału. W zeszłym tygodniu miała w tej samej przychodni (na Modzelewskiego) RTG kicia ze złamaną nóżką, też była usypiana, nie wiem, w jakim stopniu.

3. USG - Cipiór miała USG pęcherza, no problem, tylko za pierwszym podejściem za dużo z siebie wysiusiała i trudno było ten pęcherz znaleźć. Za drugim poszło zwyczajnie. Leżała na stole, brzuszek podgolony, tylne nóżki rozstawione, na brzuszek wet wycisnął z tuby żel i jeździł wichajstrem z kulką , a na ekraniku było widać i można było zmierzyć wielkość obiektów. Kocica niespecjalnie prostestowała, na początek tylko lekko pacnęła weta miękką łapką.

4. Wyciskanie moczu - w pierwszych dniach po operacji Cipiór miała problemy z załatwianiem się, raz dziennie leciałyśmy do wetki i ta naciskała jej na pęcherz do skutku. Teraz, kiedy była potrzeba wzięcia moczu do analizy, położyłam kota na świeżo umyty stół, wetka pocisnęła (i odskoczyła w bok, bo z koty poszło jak z sikawki ogrodowej), potem zebrała strzykawką ze stołu ile było potrzeba. Kota nie sprawia wrażenia, jakby ją to bolało, po prostu nieprzyjemne jest takie gmeranie w brzuszku.

4. Zęby - Mysza miewała regularnie co parę lat zdejmowany kamień. Różne były "podejścia", raz wet próbował zrobić to na żywca - krwawo za to zapłacił (krzepka była i błyskawiczna, trudno mi było ją utrzymać), a i tak trzeba było zabieg powtórzyć, bo za mało oczyścił i po dwóch tygodniach "odrosło". Kiedyś to się robiło takim haczykiem dentystycznym i wrr-maszyną, potem nastała epoka maszyny z ultradźwiękami. Tak czy siak trzeba było zwierza usypiać. Może być, że niektórzy weci są w tym lepsi, nasz zawsze trochę dziąsełka kocicy przy tym rozkrwawiał, ale goiło się jak na psie. Prawdę mówiąc u mnie się taki zabieg bardzo podobnie odbywał (tylko bez usypiania :wink: ).
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt paź 17, 2003 12:15

Wszelkie takie badanie miał robione Junior (z powodu jego przypadłości).
Przy badaniu krwi- nie ma jakiegoś wyrywania, ani placzu.Raz tylko zdażyło się, że nie dało rady pobrać krwi (moze źle to wytłumacze, ale jest to coś takiego, że podczas stresu kot moze powstrzymać wypływanie krwi). USG - biedał bidula na pleckach (ja trzymałam za przednie łapki, pomoc za tylne), z wygolonym brzuszkiem i polanym żelem. Również się nie wyrywał. Tak samo było przy zdjęciu RTG . Odpowiednio przytrzymałam i spoko.
Ogólnie z Juniorem to sie nie stresuję, bo u weta to anioł nie kot. Pozowli sobie wszyskto zrobić, no chyba, że ręka weta uzbrojona w termomert zbliża się niebezpiecznie do jego tyłka ;-) .

Basia_G

Avatar użytkownika
 
Posty: 8744
Od: Śro paź 02, 2002 15:33
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt paź 17, 2003 12:33

No owszem, chwyt za ogon i wtykanie termometru powoduje przynajmniej oglądanie się w tył ze zgrozą na wąsatym pychu.
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt paź 17, 2003 13:46

Kiara pisze:w jednym przypadku krew byla pobierana poprzez obciecie pazura a potem zaklejono naczynia krwionosne


no niestety, tak zrobil pewienszczecinski weterynarz aby pobrac krew na test bialaczkowy... mnie przy tym nie bylo z pewnoscia bym zaprotestowala, ale wiecej tam juz z kotami nie poszlismy :evil:

bea

 
Posty: 233
Od: Nie maja 04, 2003 19:55
Lokalizacja: szczecin

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Hana, mraucia i 55 gości