kolejny tydzień zmagania ze światem minął...
...nijak jednak nie widzą o tym futrzaki, dla których 'dzień podobny do dnia' z taką różnicą, że dłużej można zaszczycać swoim towarzystwem niegodnych tego ludzi;
tak postępują wszystkie koty, pełne godności i pewnego rodzaju lekceważącego spojrzenia (tak, kot potrafi patrzeć lekceważącą nawet, jeśli głowa człowieka jest prawie dwa metry wyżej - człowiek nie radzi sobie już z 20 cm różnicą...kolejna przewaga sierściuchów nad naszym gatunkiem) dla dwunogów, wszystkie - poza jednym...
jest jeden kot, który obdarzył mnie miłością irracjonalną, miłością wielką, miłością, nie boję się użyć takiego słowa, psią...
to niesamowite, kiedy porówna się jego zachowanie z całą reszta gromady: one drzemają sobie w wypracowanych pozach, a ten przybiega, łasi się, ociera, ugniata...on staje obok mnie i potrafi ugniatać klepkę podłogową ciesząc się, że jestem obok;
ale to wszystko pikuś - prawdziwie orgazmiczne stany osiąga, kiedy wlezie do mojego pokoju...o tak, ten pokój to jego Mekka i Medyna w jednym, to sankruarium ukochanej istoty, to miejsce, gdzie każdy centymetr kwadratowy jest przepełniony jej boską wonią...
swoją drogą moja woń nie jest przeze mnie uważana za odrobinę boską i pozbywam się jej regularnie dokonując ablucji, niemniej jednak ten kot ma chyba odmienne zdanie...
w chwili obecnej ugniatane jest łóżko, czemu towarzyszy charakterystyczne 'mrrrRRRRRRRAAAAAaaauuuuu' powtarzane 'N' razy, gdzie 'N' dąży do nieskończoności...
cóż, słodki jest chłopak i nie mam pojęcia dlaczemu mnie tak sobie ukochał;
nikt nie wie...
...ale jakoś muszę z tym żyć;
w kolejnym odcinku niewykluczone, że o powrotach seksualności u kotki bez anatomicznych podstaw po temu (czyt. wysterylizowanej), których to powrotów obiektem stałem się w ostatnich dniach ja;
cóż, takie życie...
pozdrawiam