Moja przyjaciółka adoptowała tydzień temu dwumiesięczną kotkę ze schroniska. Kicia była odrobaczona i zdrowa, a na kolejne szczepienia miała sie stawiać w ciągu 2 tygodni. Byłam u koleżanki zobaczyć maleństwo w środę (czyli 4 dni temu). W piątek kotek został zawieziony do schroniska na szczepienie (niestety, nie wiem jakie, w każdym razie jego pierwsze), a w sobotę zaczął być osowiały i wymiotować. Koleżanka uznała, że to reakcja na szczepionke, bo uprzedzono ją, że tak może być. W sobotę (czyli wczoraj) była też u mnie przez chwilę (bez kotka). Niestety dzisiaj kicia czuła się dużo gorzej, bardzo wymiotowała, więc została rano zawieziona do lecznicy. Weterynarz stwierdził, że to prawdopodobnie koci tyfus, choć niezbyt typowy, bo mała nie ma biegunki ani gorączki, tylko wymiotuje i jest bardzo osowiała. Nie chce też jeść i ma obniżoną temperaturę, ale pije dość chętnie. Dostała dużo zastrzyków, została otulona w kocyk i zawieziona do domu. Na razie śpi, zobaczymy, co będzie się działo dalej.
Mój problem w związku z tym wszystkim jest następujący: mam w domu 2 kotki. Starsza ma 3 lata i ostatnio na tyfus była szczepiona ok 1,5 roku temu. Drugą dopiero 2 tygodnie temu przygarnęłam, ma 3 miesiące i szczepiona miała być w przyszłym tygodniu. Jeżeli kicia koleżanki ma faktycznie tyfus (a to nie jest pewne), to jak duże jest prawdopodobieństwo, że ja albo koleżanka przyniosłyśmy wirusa i moje kotki mogą zachorowac? Nasze koty nigdy się nie spotkały, więc bezpośrednio rczej nie mogły się zarazic. A pośrednio? Na razie obie czują się świetnie, bawią się, jedzą i piją jak zawsze, nie widzę też żadnych zmian w ich zachowaniu. Co powinnam teraz zrobic? Jechać je zaszczepić (boję się, że jeśli złapały już wirusa, to może im to zaszkodzić)? Zawieźć do weterynarza na wszelki wypadek? Po prostu obserwować? Pomóżcie proszę bo bardzo się o nie boję

Pozdrawiam
Mini Mi