Na noc z czwartku na piątek nie przyszedł. Szukałam go do późna i nawet w nocy wychodziłam wołać. Nie przychodził. Zjawił się dopiero w piątek późnym popołudniem. Z trudem poruszał tylnimi łapkami. Zlokalizowałam veta i już około 20-tej byliśmy w Piotrkowie. Vet go zbadał i postawił diagnozę. Zapalenie pęcherza, ponieważ miał mokre podbrzusze, oraz w siuśkach była krew! I coś neurologicznego

Dostał coś na pęcherz i witaminy na rdzeń. Jeko, że dzisiaj się szkoli, do domu dał nam vet strzykawki z lekami. Niedługo będziemy musiały mu zastrzyki zrobić. Jutrko jedziemy na kontrole.
Kociak nie chce jeść, z trudem wmusiłam weń trochę wołowinki. Tak się o niego boję!
Najprawdopodobniejsza wersja wydarzeń to to, że skoczył skądś źle, czy nawet spadł. Wykluczam od razu jakieś inne zwierzęta, i cios zadany przez człowieka-nie ma żadnych widocznych ran. Tak więc skoczył i przy skoku zrobił coś z kręgosłupem. Noc z czwartku na piątek była zimna, nie mogac dowlec się do domu, przezmarzł gdzieś.
Biedny Obi, wszystko moja wina
