Hej
Moja historia jest dosc smutna, miesiac temu wzielam ze schroniska w Krakowie malego kotka, niestety pozniej dowiedzialam sie ze w schronisku panuje jakas zaraza i moj kot tego nie przezyje, tak tez sie niestety stalo, kicius przezyl u nas tydzien . Bylo mi strsznie przykro, wiec nie zastanawiajac sie dlugo znalazlam drugiego malucha- tym razem wieksza bialo-czarna kotke, ktora miala juz 3 miesiace. Bardzo sie cieszylam, bo z Fredzi okazal sie straszny pieszczoch- niestety zaczela chorowac podobnie jak pierwszy kicius, dopiero wtedy powiedziano mi, ze to jest panleukopenia ( koci tyfus). Bardzo chcialam pomoc Fredzi, jedzialam do weterynarza, nawet nauczylam sie robic zastrzyki, ale to nie pomoglo, po meczarniach Fredzia odeszla.... zapieralam sie na poczatku, ze juz nigdy nie wezme kota ale zmieklam, bez zwiarzaka jest smutno i wogole bez sensu.
Niewiem tylko czy biorac nawet zaczpenionego kotka nie skarze go na smierc???? Teraz mysle o adpocji doroslego kociaka. Poradzcie mi co zrobic??
Goga
21.10.2003
PS. Mam piekna kicie, zaczepiona i zdrowa, jest kochana- biala w szare latki.
Dziekuje za rady i pomoc.