Od wtorku do dzis po południu byłam w podróży służbowej, a koty zostały pod dochodzącą opieką mojej siostry. Wracam do domu i co ? I biegnie w moją stronę szarobure tornado.

Jedna mała część tornada po chwili jest już na mojej szyi i mruczy.

Druga część tornada też by chciała, ale jej wyraz mordki mówi "jak on się tak zachowuje, to ja nie. A co."
Po powitaniu (Ala
też mi weszła na kolana, ale dopiero kiedy Dima poszedł siusiu) koty na siebie prychnęły, Dima pogonił Alę,

Ala uciekła, po czym zrobiła w tył zwrot i Dima dostał łapą po nosie.
A następnie zaczęły się lizać po nosach..

i znów Ala dała Dimie po głowie, on uciekł, a ona położyła się na dywanie z taką miną, jakby się kocimiętki nawąchała i tęsknie wypatrywała, czy Dima już wraca. On oczywiście wrócił i wtedy koty razem urządziły mi w domu wyścig. Staram się zwracać uwagę, co spada/przewraca się po drodze i na bieżąco wprowadzać zmiany w ustawieniu tych rzeczy
