Beciak nieźle. Obrażona jest na mnie, bo wczoraj znowu jej mordkę myłam, a ona tego nie cierpi

Ale muszę, bo jest bagno. Od długiego czasu osiadały na sierści bród i resztki pożywienia, to świetna pożywka dla bakterii i grzybów, takich jakie pojawiają się przy "tłustej bródce". Pod tym skóra jest biedniutka, zmacerowana. Domycie tego zajmie sporo czasu, ale już jest o niebo lepiej i czarne syfy już nie pojawiają się na całości, tylko w niektórych miejscach (tam, gdzie nie do końca udało mi się ją domyć). Na przykład nosek już jest jasny i czysty
Przyklejona jest do mnie wciąż, chociaż wczoraj zdradziła mnie na trochę z TŻem

Odkryła, że fajne jest łóżko, spała ze mną w nocy. Moje koty obrażone.
Wczoraj wieczorem była troszkę smutna, uświadomiłam sobie, że jeszcze nie dostała tolfki. Po zastrzyku widać było poprawę samopoczucia.
Planujemy badania różne. Na szczęście Beci nie jest nerwowa, fantastycznie znosi wizyty w lecznicy i nie przejmuje się nawet bolesnymi zastrzykami. To mi daje duży komfort psychiczny, nie męczę jej.
Być może są osoby, które zastanawiają się jaki jest sens tego wszystkiego. Utrzymywania przy życiu kota, który praktycznie nie ma szans. Czy ona się nie męczy, nie cierpi. Czy warto poświęcać siły, czas, finanse na (chyba) starą, schorowaną kotkę bez perspektywy trwałego wyleczenia.
Sama się zastanawiam nad tym codziennie.
Beci musiała wiele przejść, wiele już wycierpiała. Z pełnym brzuszkiem, czystą mordką, na czyichś kolanach albo łóżku czuje się o niebo lepiej niż w schronisku. Chyba zasługuje na te kilka miesięcy życia w komforcie i sytości? Chyba warto...