Już doszłam do przytomności i opowiadam co sie działo wczoraj.
Wyjechałam z domu o 7.15 rano.
Rudy, po wsadzeniu do koszyka i przejechaniu 200metrów zaczał spazmowac.
Miauczał, drapał koszyk, walił łebkiem o kratke i rzucał sie w środku jak raniony tygrys.
Celowo nie zwracałam na niego uwagi.
Gdy byłam ok, 5-8 km za Lublinem, Rudy wydostał się siła z koszyka

Odgiał łebkiem kratke i przecisnał sie maleńką szparką
I wtedy zaczeło się istne pandemonium! Kot miauczał i łaził po całym aucie, z kierownica włącznie. Nie dało rady go uspokoić: na kolanach poleżał może minute a potem od nowa. Samochody smigały obok mnie 130 na godzine, na przeciwnym pasie w pełnym pedzie wymijały sie TIRy na ukraińskich numerach, a ja usiłowałm jechac w miarę prosto, poboczem, i nie rozbic się na drzewie.
Mało tego, jadąc nie wiedziałam jak potoczą sie losy Rudego , czy zostawię go u primary czy tez bede wiozła kota z powrotem do domu.
Z nerwów zaczeło robic mi sie niedobrze a potem słabo...
Tak dojechałam do Ryk.
Za Rykami Rudy zmeczył sie swoimi histeriami i uspokoił. Lezał w koszu cicho pomiaukując. Oddychał bardzo szybko i urywanie. Bałam sie, że zejdzie mi w drodze na serce
Cały czas świeciło słońce i , mimo otwartych okien, było bardzo gorąco.
Odpoczelismy dopiero w Warszawie , pod ZOO. Zaparkowałam w cieniu, uchyliłam szyby i poszłam po towar a Rudy odpoczywał i chłodził sie...
Został obejrzany przez wszystkich pracowników hurtowni z szefem włącznie i schwalony za urodę

Potem przyjechały trzy forumowe ciocie : Aniutella, Maryla i Chatte, które równiez cmokały nad Rudym z aprobatą
To samo na Mokotowie. Rudy był grzeczny, lezał spokojnie w koszu. Widac było, ze jest zmęczony ale zakończył brewerie.
Potem juz pomknelismy na Urysnów a tam , po 15 minutach pojawiła sie Primary- nowa mamusia Rudego. Wzieła kota na rece, przytuliła a Rudy wcale się nie wyrywał. Ba, nawet okiem nie mrugnał!
Równiez na Ursynowie miał sesję zdjęciową w wykonaniu pewnej cioci nieforumowej ( z rec.zwierzaki).
I na koniec pojechalismy do nowego domku - na Kabaty.
Rudy wszedł do domu i natychmaist zaczał obiegac wszystkie kąty z podniesionym ogonkiem. Podczas gdy rozmawiałam z primary, on zwiedzła mieszkanie bardzo metodycznie, poczawszy od łazienki.
Potem dostał coś do jedzenia, zjadł, oblizał się i wskoczył na kolana nowej mamy. Tam rozpoczał staranne mycie futerka. Mył sie, mył i mył...ja go wołałam a on nawet nie spojrzał w moja stronę
Siedział przytulony do Primary i szorował się zawzięcie językiem.
Na pożegnanie dał mi się wycałowac w mordke i brzuszek. I chyba nawet nie odprowadził do drzwi...
Pół godziny temu dzwoniłam po nowe wieści. I cóz się okazuje? Kotek ładnie przespał cała noc. Bez trudu odnajduje kuwetke w łazience.
Pieknie zajada co dostanie pod nos.
Po prostu znalazł swój dom.
Nawet nie przypuszczałam, ze TAK dobry...