Nie umiem okreslic jego wieku, nie znam sie. Nie bylo to kocie, ale mlodziutki kotek, jeszcze niewielki, o przeslicznym, pregowanym umaszczeniu. Obrozy nie widzialam, ale moze nie zauwazylam w locie.
Kocina zatrzymala sie na chwile przede mna, i polecial na wzgorza.
Chodzilam za nim, kicialam i kicialam, ale ani sladu.
Wrocilam do szopki, a tam ktos wyrzucil dlugi karton.
I jestem w rozterce...bezdomny kociak, czy wypuszczony na pobieganie...?
Tylko, ze jest sztorm, pada deszcz, zimno, i w ogole pogoda i pora niespacerowa

Tygrysek byl dosyc przemoczony, i nie wygladal na radosnego poszukiwacza przygod.
Szukal schronienia, czy zwiedzal katy?
Czy mam wystawic jedzenie, w razie, gdyby wrocil?
Jesli bedzie sie pojawial, sprobuje go zwabic, i wybadac, czy mieszka gdzies w naszej dzielnicy. Tylko jak?