Założyłam ten wątek na takie właśnie luźne, dłuższe lub krótsze historyjki, w które obfituje moja znajomość z niesfornym rudzielcem.
Kit upodobał sobie wysokości. Niby nic nienormalnego u kota, ale Kitek ze szczególnym upodobaniem wybiera sobie miejsca, z których droga na ziemię leży poza zasięgiem jego umiejętności. Stoi potem biedaczysko na szafie, albo na panelu oświetleniowym i donośnie krzyczy: Zejść! Chcę zejść!
Nie jestem kruchą kobietką, ale zwykle potrzebuję wejść na krzesełko i wyciągnąć w górę ręce. Zdjejmuję to nieznośne futro, które pół minuty później wchodzi tam z powrotem i lamentuje: "Zejść! Chcę Zejść!".
Moje miękkie serce rzadko to wytrzymuje, a Kit zbiesił się do tego stopnia, że czasem domaga się, żeby...wnieść go na górę. Ktoby tam męczył ciężki kuper, skoro w domu naiwna dwunożna przesiaduje.
Dziś zwierzak przeszedł sam siebie. Na donośne miauki dobiegające z kuchni zmaterializowałam się na krzesełku. Wyciągam ręce. Kitek zejść nie chce. Za to podstawia główkę do miziania
Na pieszczoty mu się zebrało! I to na szafie koniecznie.
No więc stałam jak ta głupia na taborecie i drapałam królewicza za uchem. A on wywalił się na boczek i mruczał
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=10775&start=0 => tu: jak Kitek trafił do mnie (nie mogłam się oprzeć chęci podklejenia tego )