Helcia i Grudzia - Grudzia po operacji

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie kwi 06, 2008 12:41

Super! Nie ma to jak awangarda 8)
ObrazekObrazek

villemo5

 
Posty: 27585
Od: Sob maja 05, 2007 17:14
Lokalizacja: Brodnica

Post » Nie kwi 06, 2008 12:43

Witam!! Już po foteczkach na str. 9 widzę, że wszystko układa się pomyślnie. Teraz dłuższa lektura przede mną, bo gdzieś mi umknęłyście. :D W kwestii kuwetki nie odpowiem, bo moja stoi od początku w łazience. Ale tak sobie myslę, że mniejszym stresem było by przeniesienie od razu. Potem nosiłabym do niej koty :wink: Jeśli będziesz przestawiać stopniowo, mogą być bardzo zdezorientowane. No, chyba że będziesz przesuwać o metr. ;) Ale nie bierz sobie specjalnie do serca mojej porady, bo ja po prostu radzę "na wyczucie", intuicyjnie. Tu trzeba mądrej baby z większym od naszego doświadczeniem.
Aniada
 

Post » Nie kwi 06, 2008 12:46

No dooobra,przeniosę od razu.Chociaż "salon" (zapomniałam o,jakże wskazanym,cudzysłowie w poprzednim poście) straci jakże atrakcyjny "punkt"!Grudzia będzie musiała sama do niej trafić,bo noszenia na rękach nie znosi.

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Nie kwi 06, 2008 12:47

Ale, żeby nie było na mnie... :wink: Ledwo weszła i od razu problem spowodowała... :oops: :oops:
Aniada
 

Post » Nie kwi 06, 2008 12:52

Siem siłom powstrzymałam,zeby nie dodać,komu wyślę do prania ewent. zasikane dobra...
Pokazałam i powiedziałam Grudzińskiej co robię z jej kuwetą.I mimo synowskiego nabijania się z mojej rozmowy z kotem,genialne stworzenie chwyciło w lot co tłumaczę!Niby nie była zainteresowana,leżała tyłem,ale gdy ujęłam kuwetę w dłoń-poszła za mną i przypilnowała,gdzie ją stawiam.

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Nie kwi 06, 2008 12:58

Pozostaje mieć nadzieję, że owo genialne stworzenie nie tylko w lot uchwyci zaserwowaną informację, ale równie wartko, lotnie i błyskawicznie wykorzysta ją w praktyce. :roll: :roll:
Aniada
 

Post » Nie kwi 06, 2008 13:42

A skoro o ozdobach salonów mowa:
Obrazek
Obrazek

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Nie kwi 06, 2008 14:02

Ta czarna kicia jest piekna, ale to ta druga pyzia zdobyła moje serducho. Bo ja tak lubię pyzate... :wink: A imionka jeszcze mi się mylą :oops:
Aniada
 

Post » Nie kwi 06, 2008 14:14

Podpowiadam Ruda=Rudzia=Grudzia (Grudzią nazwała ją matahari,bo cały zestaw przywieziony do niej na tymczas tzn.kotka z młodymi dostał imiona na G).Pisząc i czytając o niej na miau przyzwycziłam się do imienia Grudzia,ale jak pewnie wszystkie rozpieszczane koty (i psy) ,ma cały bukiet imionek (oprócz powyższych także Grudzińska,Rudzielec i inne)...Może się czytelniczce pomylić :wink:

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Nie kwi 06, 2008 18:10

uporządkowałam... http://matahari40.fotosik.pl/albumy/352452.html album Grudzi z czasów DT

Matahari

 
Posty: 4299
Od: Pon cze 18, 2007 7:18
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Nie kwi 06, 2008 22:12

Ale dziś prezentów-album Bazylka i album Grudzi-DZIĘKUJĘ!

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Pon kwi 07, 2008 10:44

Ach,ten Rudzielec!Nie dość,że kot gaduła (właśnie sobie rozmawiamy),to jeszcze jaja sobie ze mnie robi.Wróciłam w nocy z brydża,Klan Brunetek wypełnił obowiązki powitalne a Rudzielca-brak.
-"Gdzie kot?"
-"A była tu 3 minuty temu"
Zaczynam szukanie:zaglądam w miejsca oczywiste,kota nie ma.Zaglądam w zakamarki-kota nie ma.Nerwowo pytam:"Coście zrobili z kotem?!"
-"No przecież był tu przed chwilą!"
-"Ale nie ma!!!"
Wychodzę na schody i na balkon, zaczynam rozważac odsuwanie mebli kuchennych od ścian...
W końcu coś mnie tknęło i zajrzałam za telewizor i-padadam!-jest bestyja.Siedziała sobie na kolumnie i najwyraxniej dobrze sie bawiła obserwując,jak się miotam i nie odpowiadajac na nawoływania.

A czarny aniołek Helcia ukradła psu wyrko i spała sobie tak:
Obrazek

Koty! :twisted:

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Pon kwi 07, 2008 11:18

Ja już kiedyś opisywałam swoj stan przedzawałowy, ale opowiem jeszcze raz. Mieliśmy koteczka (pierwszego w życiu, Czesia) jakiś tydzień, gdy nadszedł dzień ślubu mojej przyjaciółki. Odstawieni, z kwiatami, prezentem, zamierzamy z małżonem wyjść, wypadało by jednak zerknąć co na tę okoliczność robi kot. Okazuje się, że kota nie ma... Mieszkanie mamy, że tak powiem, bardzo foremne - każdy kąt widać z każdego kąta. Meble maksymalnie dosunięte do ścian, zero szparek, dziurek, niewidocznych zakamarków. Przetrząsamy ulubione miejsca kota (np. pod kineskopem telewizora) - nie ma. Szafa - nie ma; lodówka, piekarnik - nie ma, kot zapadł się pod ziemię. Dzwony kościelne biją, do mszy zostało jakeś 20 minut - kota brak. Wołamy, kiciamy - na nic. Inna sprawa, że nasze głosy coraz bardziej spanikowane, to i kot reagować nie chce. Okno!! - guzik, uchylone na 2 cm od góry, no kot nie mrówka, poza tym kwiaty w dziewiczym stanie. Nawet jeśli wyskoczyłby przez te 2 cm, to przecież zniszczyłby kwiaty. Minuty mijają nieubłagalnie, wreszcie nabieram przekonania, że sąsiad musiał pomylić piętra, wszedł do nas przez pomyłkę, bo drzwi są identyczne i wypuścił mi kota. Słuchajcie, było mi totalnie słabo a serce waliło mi głośniej niż kościelne dzwony. Nawet fakt, iż drzwi były zamknięte od wewnątrz nie był w stanie mnie przekonać, że sąsiad nie jest czartem, przez dziurkę od klucza nie przeniknie i kota tą drogą nie uprowadzi. Wreszcie ustaliliśmy - mąż pędzi do kościoła, ja zostaję i wszczynam poszukiwania. I wtedy, gdy już wypychałam małżonka na zewnątrz, ostudziło mnie rozlegające się za plecami słodkie, pytające "miaaaauuuu?????"...
Dopiero parę dni później przekonaliśmy się, gdzie był kot - wchodził wgłąb wersalki, w szczelinę między siedzeniem a oparciem, szczelinę zasłoniętą kawałkiem tapicerki.
Ślub koleżanki wspominamy jako "dzień w którym zaginął kot". Bawiliśmy się dość fatalnie, bo gdy opadły emocje ogarnęła nas taka senność, że omal nie potopiliśmy się w rosole...
Aniada
 

Post » Pon kwi 07, 2008 11:34

Ooo,jaka piękna historyjka!Można by założyć wątek kotów zaginionych w małych mieszkankach,byłby pewnie gęsto zapisany! :twisted: Jak tylko znajdę jedno zdjątko,opiszę,jak nam zaginęła Helcia.Oczywiście w domu.A apartament też mamy dokładnie taki,że "każdy kąt widać z każdego kąta"...Teraz pytanka do doświadczonych kociarzy (pozwolę sobie wytłuścić):
1.Helcia gardzi drobno pokrojonym,surowym antrykotem, za to zajada saszetki Whiskasa,Czy można jej jakoś wyklarowac,że źle czyni?Może pomieszać?Panna ma wykwintne podniebienie,bo wołowinkę zrazową to i owszem,spożyje.Tylko cena,panie,cena!!!
2.Kocią trawkę Grudzia ignoruje a Helcia wyciąąąga sobie po zdziebełku i traktuje jak zabawkę.Czy mozna im trawkę siekac i dodawać do jadła?
3.Obie kuwety są w łazience (sukces!dzięki za radę).Teraz chciałabym jedną zlikwidować.Zamierzam zdjąć osłonę od krytej kuwety Helci i dosypać używanego żwirku Grudzi.Czy taki plan ma sens?

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Pon kwi 07, 2008 16:16

Dla ciekawych-pierwsze zdjęcie Grudzi na forum (sierpień 2007) http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=64881&highlight=
Nie umiem wyrazić,jak jestem wdzięczna Mayo i Matahari za uratowanie słodkiego Rudzielca.Tylko czemu Matahari tak ją spasła :evil: ???
Dziś okazało się,że Rudzielec uwielbia się bawic nie tylko fioletową myszką,ale i zwykłym gołębim piórkiem-wyczyniała cuda,wywijała pętelki i ganiała,jak szczeniak.Uuups,jak kociak,oczywiście.

Hańka

 
Posty: 41911
Od: Sob lut 09, 2008 0:22
Lokalizacja: Sopot

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], puszatek i 11 gości