Maję w schronie pierwszy raz zobaczyłam jeszcze w styczniu.
Miała na klatce katrkę z danymi właściciela i dowiedziałam się od p.Gosi D., że to nie jest kot do adopcji. Została dany do schronu na leczenie.
I tak sobie tam kotek był...
Potem wyczaiła ją Martka i Ulv - ja się nie wcinałam, bo miałam takie a nie inne informacje.
Nagle kotka ląduje na DT u Ulv, teraz ma niby domek gotowy na adopcję
W między czasie przekazałam Martce numer telefonu właścicielki kotki, aby dowiedziała się czegoś więcej w jakich okolicznościach kotka "została uszkodzona".
Martka zadzwoniła i dowiedziała się, że p.H.K. jest w sanatorium, ma inne koty (którymi ktos tam się opiekuje) i bynajmniej kota się nie zrzekła.
To tyle.